Komentarze w internecie nie mogą być bardziej dosadne niż w tradycyjnych mediach. Mogą one nawet być bardziej szkodliwe - tak uznał Sąd Najwyższy. Zwrócił też do ponownego zbadania jeden wątek sprawy zniesławienia burmistrza Mosiny przez blogera.

Sąd utrzymał wyrok uniewinniający dziennikarza i blogera Łukasza Kasprowicza, oskarżonego w trybie prywatnym o zniesławienie przez burmistrz Mosiny (woj. wielkopolskie) Zofię Springer. Zarazem jej uwzględnił jej kasację i zwrócił poznańskiemu sądowi jeden wątek sprawy.

Pomówiony za "kłamliwą bestię" i "kłamczuchę"

Springer wytoczyła Kasprowiczowi prywatny proces o zniesławienie, bo poczuła się pomówiona 15 wpisami z jego bloga. Chodziło m.in. o takie zwroty jak: "Mosiński magistrat to według mnie burdel na kółkach, a jego szefową jest Zofia Springer"; "kłamczucha"; "kłamliwa bestia"; "Springer zmusza mosińskich urzędników do bezprawia pod groźbą konsekwencji". Bloger sugerował też "nieczyste działania" burmistrz i pisał o upijaniu wyborców, by na nią głosowali. Bloger uznał też za kłamliwą fotografię burmistrz, bo "przecież nawet gdy zrobi perfekcyjny makijaż, to nie będzie tak wyglądać".

Burmistrz skorzystała z art. 212 Kodeksu karnego, który za przestępstwo pomówienia w mediach przewiduje do roku więzienia. Trwa społeczna kampania o jego wykreślenie - potrzebę taką potwierdził zaś w 2008 r. Trybunał Konstytucyjny. Sąd Rejonowy w Poznaniu w styczniu 2011 r. uznał winę Kasprowicza i skazał go na 10 miesięcy ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania 30 godzin prac społecznych w miesiącu. Sąd orzekł ponadto 500 złotych nawiązki na PCK i roczny zakaz wykonywania zawodu dziennikarza. Został on też zobowiązany do przeprosin.

Wyrok oprotestowała m.in. Helsińska Fundacja Praw Człowieka, która podkreślała, że pozbawiałby on Kasprowicza źródła utrzymania (pracował w lokalnej gazecie, zajmował się tematyką kulturalną).

Apelacje złożyły obie strony. Springer chciała podwyższenia nawiązki do 10 tys. zł; obrona - uniewinnienia.

W czerwcu 2011 r. Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił Kasprowicza, uznając, że wpisy na blogu nie są materiałami dziennikarskimi, tylko opiniami obywatela na temat władzy. W przypadku dwóch wpisów (w tym o "zmuszaniu urzędników do bezprawia") SO uznał, że mogły one narazić na utratę dobrego imienia, ale umorzył te sprawy ze względu na ich znikomą szkodliwość.

Blogera uniewinniono

SO uznał, że bloger jako dziennikarz obywatelski miał prawo do wyrażania opinii, nawet za pomocą ostrego języka, bowiem dotyczyły one działalności publicznej urzędnika oraz zostały formułowane nie w zamiarze zniesławienia, ale w interesie społecznym. Sąd zwrócił też uwagę, że język internetu podlega mniejszym rygorom niż język wypowiedzi prasowej, bo jest "społeczne przyzwolenie" na bardziej dobitne komentarze w sieci, które są odbierane "mniej dosłownie" niż te w prasie.

Burmistrz była oburzona wyrokiem

Adwokat Springer złożył kasację do SN, domagając się zwrotu całej sprawy do SO. Jestem oburzona tym wyrokiem, bo sąd daje zgodę na prostactwo, chamstwo i łobuzerię dziennikarską. Nie można bezkarnie kogoś obrzucać inwektywami i trzeba odpowiadać za to, co się mówi i co się pisze - mówiła Springer po wyroku SO. Określenia "esbecki pomiot", "tapirowany kundel", określanie urzędu jako "burdelu", którego jestem szefową, i oskarżanie mnie o jakieś przekręty, to obrażanie i szkalowanie - podkreślała. Kasprowicz, dziś radny Mosiny, był zadowolony z wyroku.

W kasacji adwokat Springer mec. Paweł Sowisło dowodził, że SO popełnił wiele błędów, m.in. mylnie uznał część wpisów za nieszkodliwe, a ostrość języka internetu za bardziej dopuszczalną niż w prasie. W SN nie stawił się nikt ze strony oskarżonej.

Internet jako najbardziej niebezpieczne medium

Trzyosobowy skład SN - przy jednym zdaniu odrębnym - uznał, że kasacja jest zasadna tylko w części dotyczącej umorzenia z powodu znikomej szkodliwości wpisu blogera o "zmuszaniu urzędników do bezprawia". SO nie docenia skali rozpowszechniania niesprawdzonych treści w internecie - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia SN Jarosław Matras. Dodał, że takie treści są dostępne dla nieograniczonej liczby osób.

SN nie zgodził się ze stanowiskiem SO jako "nie opartym na żadnym poglądzie prawnym". Inaczej musielibyśmy zaakceptować, że w internecie można więcej, a treści nie są szkodliwe społecznie - mówił sędzia. A przecież internet jest medium daleko bardziej niebezpiecznym niż tradycyjne media - dodał. SN podkreślił, że ten wpis blogera nie był opinią, jak inne, lecz odnosił się do rzekomego faktu i stawiał pani burmistrz "bardzo poważny zarzut". Zarazem sędzia dodał, że trudno karać nawet za amoralne opinie czy przerysowane oceny wyrażane w debacie społecznej.