W Paryżu rozpoczął się głośny proces mężczyzny, który groził zabiciem prezydenta Francji, premiera, ministrów i kilkudziesięciu posłów. Przed dwoma lata oskarżony wysłał do polityków listy z pociskami różnego kalibru.

54-letni Thierry Jerome groził zastrzeleniem polityków i ich rodzin, bo - jak twierdził w wywiadach dla nadsekwańskich mediów - miał dość niespełnianych przez nich obietnic. Listy z pogróżkami podpisywane były "Bojówka 34". To ugrupowanie terrorystyczne miało według Jerome’a liczyć ponad tysiąc członków. Służby specjalne i policja zapewniają co prawda, że w rzeczywistości taka grupa nie istniała, ale podkreślają równocześnie, że autor pogróżek był groźny. Oskarżony był bowiem członkiem klubu strzeleckiego i dysponował bronią.

Adwokat Jerome’a twierdzi, że jego klient jest leczony przez neurologów, cierpi na zaburzenia psychiczne i nie może zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Eksperci sądowi stwierdzili jednak, że mieszkaniec Herault na Francuskiej Riwierze nie jest chory. Główny zainteresowany zapewnia zaś, że cierpi na swego rodzaju rozdwojenie jaźni i już teraz sobie nie przypomina, dlaczego wysysał politykom listy z pogróżkami i pociskami. To tak, jakby robiła to inna osoba, a nie ja - oświadczył.

Policji przez ponad dwa lata nie udawało się schwytać autora pogróżek. W końcu funkcjonariusze trafili na trop Jerome’a dzięki kodowi DNA pobranemu z kilku znaczków pocztowych. W jego domu policja odkryła duży zapas amunicji i bron palną.