Hongkońska policja użyła w środę gazu łzawiącego i armatek wodnych, by rozproszyć tłum demonstrantów, wśród których były rodziny z dziećmi. Zatrzymano blisko 400 osób. Według organizatorów w antyrządowym marszu wzięło udział milion osób; policja podała, że było to 60 tys. ludzi.

W wielu dzielnicach Hongkongu demonstranci blokowali drogi, rozpalali ogniska i rzucali koktajle Mołotowa. Formowano ludzkie łańcuchy, by z tylnych rzędów przekazywać osobom znajdującym się na pierwszych liniach protestów amunicję w postaci kamieni i cegieł.

Uczestnicy marszów, często ubrani na czarno, nieśli też transparenty z napisem "Wolność nie jest za darmo" i skandowali ulubiony slogan hongkońskiej opozycji: "Uwolnić Hongkong. Rewolucja naszych czasów".


Sześć miesięcy protestów

Antyrządowe starcia w Hongkongu, trwają już od pół roku. Początkowo ich powodem był projekt kontrowersyjnej ustawy o ekstradycji, umożliwiający przekazywanie osób podejrzewanych o przestępstwa sądom w Chinach kontynentalnych.

Wkrótce jednak protesty przekształciły się w szerszy ruch, domagający się demokratycznych reform i dochodzenia w sprawie brutalności policji podczas demonstracji oraz amnestii dla ponad 6 tys. osób zatrzymanych od początku rewolty.

W listopadzie kandydaci prodemokratyczni odnieśli bezprecedensowe zwycięstwo w wyborach do rad dzielnic Hongkongu. 

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Akcja GOPR-u w Beskidach. Turyści koczowali w szałasie