Premier Francji Sebastien Lecornu podał się do dymisji. Prezydent Emmanuel Macron ją przyjął. Lecornu został powołany na szefa rządu 9 września. Jest najkrócej rządzącym premierem w dziejach V Republiki, czyli od 1958 roku.
Premier Francji Sebastien Lecornu podał się do dymisji - niespełna miesiąc po tym, jak został powołany na szefa rządu.
W niedzielę Lecornu ogłosił skład rządu. Wywołał on krytykę zarówno opozycji, jak i prawicowej partii Republikanie, która miała uczestniczyć w tym gabinecie.
Pierwsze posiedzenie rządu miało odbyć się dziś po południu.
W reakcji na dymisję premiera szef opozycyjnego, skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN) Jordan Bardella wezwał Macrona do rozwiązania parlamentu.
Lecornu w krótkim wystąpieniu mówił o powodach swojej dymisji. Oświadczył, że warunki nie pozwalają, by nadal pełnił funkcję premiera.
Przekonywał, że partie polityczne nie doceniły gestu, jakim była jego zapowiedź, że nie będzie uciekał się do stosowania mechanizmu konstytucyjnego pozwalającego na uchwalanie ustaw z ominięciem głosowania - tak aby oddać głos parlamentowi. Partie polityczne "nadal przyjmują postawę taką, jakby miały większość absolutną (w parlamencie - PAP)" - oświadczył.
Skrytykował "apetyty partyjne" niektórych sił politycznych, które według niego pojawiły się w trakcie tworzenia rządu, jak dodał - "nie bez związku" ze zbliżaniem się wyborów prezydenckich w 2027 roku.
Zapewnił, że był "gotów do kompromisu", natomiast partie polityczne "udawały, że nie widzą postępów".
Sebastien Lecornu w niedzielę ogłosił nazwiska 18 ministrów, którzy mieli wejść w skład jego gabinetu. Ministrem gospodarki i finansów miał zostać sojusznik prezydenta Emmanuela Macrona - Roland Lescure. Szefem dyplomacji Francji miał pozostać Jean-Noel Barrot.
Swoje stanowiska mieli zachować: Bruno Retailleau jako szef MSW i Gerald Darmanin jako minister sprawiedliwości.
Były minister finansów Bruno Le Maire miał zostać ministrem obrony. Dotąd resortem obrony kierował sam Lecornu.
Obsada głównych ministerstw nie zmieniła się znacząco w stosunku do poprzedniego gabinetu (gdy premierem był Francois Baroyu), bo mniejszościowy rząd tworzą te same siły polityczne: partie centrum (obóz prezydenta Emmanuela Macrona), przy wsparciu prawicowych Republikanów.
Skład rządu został natychmiast skrytykowany przez skrajnie lewicową Francję Nieujarzmioną (LFI) i skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe (RN). Szef RN Jordan Bardella oświadczył, że rząd składa się z "ostatnich macronistów" i jest wciąż "kontynuacją" dotychczasowej polityki zamiast oczekiwanego przez społeczeństwo "zerwania" z nią.
W poprzednich tygodniach premier negocjował z partiami politycznymi warunki, pod jakimi poparłyby jego mniejszościowy gabinet. Chodziło w szczególności o kompromis w sprawie budżetu na 2026 rok, który miał zawierać działania oszczędnościowe, mające opanować wysoki deficyt budżetowy i dług publiczny.
Część opozycji od początku zapowiadała, że nie poprze rządu Lecornu, i groziła mu wotum nieufności. Opowiadała się za przedterminowymi wyborami parlamentarnymi, a nawet żądała ustąpienia prezydenta Macrona, obciążając go odpowiedzialnością za obecną sytuację.
Poprzednie wybory odbyły się we Francji latem 2024 roku, po decyzji Macrona o rozwiązaniu parlamentu. Nie wyłoniły stabilnego parlamentu - żadna z trzech głównych sił politycznych nie ma teraz większości pozwalającej samodzielnie utworzyć rząd.
Po tych wyborach powstały kolejno dwa mniejszościowe rządy, tworzone przez partie centrum (obóz polityczny Macrona) i Republikanów. Oba te rządy (pierwszy kierowany przez Michela Barniera, drugi - przez Francois Bayrou) zostały zmuszone do ustąpienia z powodu przegłosowanego przez opozycję w parlamencie wotum nieufności. Rząd Lecornu był trzecią próbą powołania rządu przez centrum i prawicę.
Jeszcze przed ogłoszeniem decyzji Lecornu o podaniu się do dymisji, francuski dziennik "Le Figaro" ocenił, że wydaje się "nieuchronne", iż dojdzie do wotum nieufności wobec rządu i do nowych wyborów parlamentarnych.
"Le Figaro" oceniał, że na "nieunikniony" wygląda rozłam między centrum i prawicową partią Republikanie (LR). Według gazety zostało zerwane "wewnętrzne zaufanie" między tymi dwiema siłami politycznymi. Dziennik w tym kontekście wymienia nominację byłego ministra finansów Bruno Le Maire'a i stawia pytanie, czy ten wybór nie zwróci się przeciwko premierowi.
Opisując reakcję opozycji na ogłoszony w niedzielę wieczorem skład rządu "Le Figaro" ocenia, że według partii opozycyjnych zniweczony został efekt gestu Lecornu, którym była rezygnacja z uciekania się do artykułu 49.3 konstytucji, pozwalającego na uchwalanie ustaw z pominięciem głosowania. Dziennik przyznaje jednak, że premier "słusznie" sądził, że zwolnienia poszczególnych ministrów "niczemu nie służą", skoro rząd opiera się na tych samych partiach, co poprzedni gabinet.


