​Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan oświadczył, że w czasie swojej wizyty w USA w tym tygodniu spotka się z premierem Iraku Hajdarem al-Abadim, żeby rozmawiać o planowanym referendum niepodległościowym w irackim autonomicznym Kurdystanie. Iracki premier ostrzegł już, że jeśli zaplanowane referendum doprowadzi do aktów przemocy, jest gotów do interwencji militarnej.

​Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan oświadczył, że w czasie swojej wizyty w USA w tym tygodniu spotka się z premierem Iraku Hajdarem al-Abadim, żeby rozmawiać o planowanym referendum niepodległościowym w irackim autonomicznym Kurdystanie. Iracki premier ostrzegł już, że jeśli zaplanowane referendum doprowadzi do aktów przemocy, jest gotów do interwencji militarnej.
Hajdar al-Abadi /MICHAEL REYNOLDS /PAP/EPA

Będziemy mieli spotkanie z panem al-Abadim w Stanach Zjednoczonych i z tego widać, że mamy ten sam cel. Naszym celem jest, by nie dzielić Iraku - powiedział Erdogan dziennikarzom przed odlotem do Nowego Jorku na sesję Zgromadzenia Ogólnego ONZ.

Wcześniej turecki przywódca ocenił, że decyzja prezydenta Kurdystanu Masuda Barzaniego o odrzuceniu propozycji przełożenia referendum niepodległościowego złożonej przez USA, Wielką Brytanię i ONZ, była "bardzo zła".

W sobotę iracki premier ostrzegł, że jeśli zaplanowane referendum doprowadzi do aktów przemocy, jest gotów do interwencji militarnej. Al-Abadi nazwał ponadto plebiscyt "niebezpieczną eskalacją", która stanowi zachętę do naruszenia suwerenności Iraku.

Władze kurdyjskiej części północnego Iraku zapowiedziały przeprowadzenie 25 września referendum niepodległościowego mimo stanowiska al-Abadiego, który wielokrotnie powtarzał, że plebiscyt będzie sprzeczny z konstytucją. 

W piątek plan referendum zaaprobował kurdyjski parlament, który zebrał się w Irbilu specjalnie w tym celu po raz pierwszy od dwóch lat.

Od 1991 roku iracki Kurdystan, składający się z trzech prowincji i liczący ok. 4,6 mln mieszkańców, ma znaczną autonomię. Jego niepodległości sprzeciwiają się nie tylko władze w Bagdadzie, lecz także Turcja, Iran i Syria, gdzie - tak jak w Iraku - jest znaczna mniejszość kurdyjska i władze obawiają się nasilenia tendencji separatystycznych.

Negatywne stanowisko wobec referendum zajęły również Stany Zjednoczone, które są sojusznikiem Kurdów, i państwa europejskie.

Referendum ma się odbyć nie tylko w trzech prowincjach należących do Kurdystanu, lecz także w bogatej w złoża ropy irackiej prowincji Kirkuk. O prawo do zarządzania tą mieszaną etnicznie prowincją rywalizują rząd centralny w Bagdadzie oraz autonomiczny regionalny rząd Kurdystanu.

(ph)