Pierwszy z czterech policjantów sądzonych w sprawie Roberta Dziekańskiego, który zmarł sześć lat temu na lotnisku w Vancouver po użyciu paralizatorów przez policję, został uniewinniony. Mężczyzna był sądzony nie za zabójstwo, ale za składanie fałszywych zeznań. Podobne zarzuty będą stawiane trzem pozostałym funkcjonariuszom.

Sędzia Sądu Najwyższego prowincji Kolumbia Brytyjska Mark McEwan napisał w sentencji wyroku, że prokurator przedstawił zarzuty "oparte w dużej części na dowodach wynikających z okoliczności sprawy", jednak nie udowodnił, że policjant Bill Bentley działał w zmowie z pozostałymi policjantami. Jej celem miałoby być rzekomo świadome wprowadzenie  śledczych w błąd.

Sędzia zwrócił też uwagę na fakt, że chociaż policjanci składali podobne oświadczenia, które nie odpowiadały rzeczywistości, to trudno uznać je za zmowę. Argumentował, że świadkowie składali zeznania również nie odpowiadające prawdziwemu przebiegowi wydarzeń.

Bill Bentley był pierwszy policjantem, który pojawił się na nagraniu tragicznego incydentu z lotniska w Vancover. To ten film, nakręcony przez jednego z podróżnych, był jednym z najważniejszych dowodów w sprawie.  

Robert Dziekański zmarł 14 października 2007 roku po tym, jak na lotnisku w Vancouver funkcjonariusze policji użyli paralizatorów, aby go obezwładnić. Jak wynikało z nagrania, przedstawionego także w czasie procesu Bentleya, mężczyzna zachowywał się dość gwałtownie po długim locie i dziesięciogodzinnym oczekiwaniu, kiedy nikt go nie skierował do właściwej dalszej części lotniska. W niczym jednak nie zagrażał policjantom.