Funkcjonariusz białoruskich służb specjalnych, który pracował na rzecz państw obcych, został zatrzymany na Białorusi - poinformował prezydent Aleksander Łukaszenka. Wiadomość przekazała agencja Interfax-Zapad.

Niedawno zatrzymaliśmy zdrajcę, który działał w służbach specjalnych i który przez przedstawicieli Kościoła katolickiego był związany z państwami obcymi - oświadczył Łukaszenka na spotkaniu z dziennikarzami w Mińsku.

Zatrzymany pracownik służb specjalnych "nie tylko przekazywał informacje, ale też z powodu jego działalności ucierpieli ludzie pracujący za granicą" - dodał prezydent Białorusi.

Agencja BiełTA podaje, że Łukaszenka powiadomił o tym zatrzymaniu, komentując sprawę byłego współpracownika amerykańskich służb specjalnych Edwarda Snowdena, który od 23 czerwca przebywa na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo po wcześniejszym ujawnieniu skali inwigilacji elektronicznej prowadzonej przez Agencję Bezpieczeństwa Narodowego USA.

Jak to nazwać? Z naszego punktu widzenia - zdradą. To dlaczego z amerykańskiego punktu widzenia nie uznawać Snowdena za zdrajcę? - zapytał retorycznie białoruski prezydent.

Dodał, że na miejscu władz rosyjskich udzieliłby Snowdenowi azylu politycznego i trzeba było to zrobić już dawno. "Na miejscu władz rosyjskich działałbym bardziej zdecydowanie w tej kwestii" - powiedział.

Oni (Amerykanie-red.) setkom takich zdrajców dali schronienie - podkreślił. I dodał: Ile tajemnic oni stąd zabrali, ilu terrorystom, których wydania domaga się Rosja, dali schronienie. Czemu czepiacie się (prezydenta Rosji Władimira) Putina i wyrzucacie mu, że postępuje jakoby niewłaściwie? Postępuje właściwie.

Na temat samego Snowdena Łukaszenka powiedział zaś, że dobrze wiedział, gdzie się zatrudnia. Skoro człowiek poszedł tam pracować, to niech pracuje. Ale jeśli chce zajmować się obroną praw człowieka(...), powinien zwolnić się ze służb specjalnych. Jednak gdy się jest w posiadaniu tajnych informacji, nie ma się prawa tak zachowywać - podkreślił.

(abs)