Po niedzielnym ataku na klub gejowski w Orlando pojawiają się zarzuty pod adresem FBI. "Służby w USA kolejny raz popełniły poważne błędy, które doprowadziły do tragedii" - to jeden z częstszych komentarzy dotyczących największej w historii USA strzelaniny. Zginęło w niej 50 osób - w tym sprawca.

Zarzuty pod adresem FBI pojawiają się, dlatego że agenci wiedzieli, iż napastnik Omar Mateen może stanowić zagrożenie - ale prawdopodobnie udało mu się zmylić śledczych swoimi działaniami. Nie dostrzegli oni w porę, że prowadzi podwójne życie - mimo że dwukrotnie go przesłuchiwali. Kontaktował się z ludźmi, którzy mieli związek z terroryzmem. 

Eksperci w USA podkreślają, że choć trudno obserwować każdego, to jednak z informacji, które posiadało FBI wynika jasno, iż służby nie powinny spuszczać z oczu tego mężczyzny. Gdyby tak się stało, to być może do tej tragedii by nie doszło.

Wydarzenia z Orlando to najkrwawsza strzelanina w historii USA, przewyższająca liczbą ofiar masakrę na uczelni Virginia Tech w Wirginii w 2007 roku. Zginęło wówczas ponad 30 osób.

(mal)