Aleksander Łukaszenka utrzymuje władzę na Białorusi tylko dzięki naruszeniom demokracji. Wielotysięczny protest po wyborach prezydenckich może być początkiem zmian w tym kraju - ocenia belgijski dziennik "Le Soir".

Zobacz również:

Czy to jest tylko sygnał ostrzegawczy czy początek zmian? - zastanawia się gazeta w obszernej relacji z zajść w Mińsku, gdzie doszło do starć manifestantów z milicją. Po raz czwarty Aleksander Łukaszenka może liczyć na wygraną. Ale ostatni dyktator Europy zdobywa taką jednomyślność tylko dzięki naruszeniom demokracji - pisze dziennik. Dodaje, że "wściekłość" Białorusinów była bardzo jasno wyrażona na ulicach Mińska. Manifestantów było co najmniej 20 tysięcy, organizatorzy mówili o kilkudziesięciu tysiącach.

W głosowaniu zwyciężył Łukaszenka zdobywając 79,67 proc. głosów, a frekwencja wyniosła 90,66 proc. - poinformowała w poniedziałek nad ranem Centralna Komisja Wyborcza.

Wcześniej władze zatrzymały setki uczestników opozycyjnej demonstracji w centrum Mińska. Wśród zatrzymanych byli kandydaci opozycji w wyborach. Liderzy opozycji wezwali na wiec, bo uważali, że wybory przebiegły w sposób nieuczciwy. Na demonstrację nie dotarł jeden z kandydatów Władimir Nieklajew, który został napadnięty przez osobników w cywilnych ubraniach, jak twierdzą świadkowie zdarzenia - funkcjonariuszy OMON-u. W rezultacie kandydat znalazł się w szpitalu. Według ostatnich doniesień zabrali go stamtąd w nieznanym kierunku ludzie w cywilu.