Niespodzianki nie było. Władimir Putin ogłosił, że będzie ubiegał się o piątą kadencję prezydencką i zrobił to od niechcenia, wyraźnie dając znać Rosji i światu, że ta decyzja była oczywista. Swój plan rosyjski prezydent ujawnił w trakcie zręcznie odegranej scenki z marszałkiem samozwańczej donieckiej republiki ludowej.

8 grudnia po ceremonii odznaczenia na Kremlu Bohaterów Rosji z okazji obchodów Dnia Bohaterów Ojczyzny, do Władimira Putina zwrócił się Artem Żoga. Przewodniczący "parlamentu" tzw. donieckiej republiki zapytał prezydenta, czy ten spróbuje utrwalić swoje przywództwo i poprowadzić Rosję w kolejnej kadencji.

"Będę kandydował na stanowisko Prezydenta Federacji Rosyjskiej" - odpowiedział cytowany przez serwis Meduza Putin. Tym samym rosyjski prezydent złamał prawdopodobnie wszystkie zasady informowania opinii publicznej o dość istotnej dla kraju decyzji.

Meduza powołując się na swoje źródła informuje, że zachowanie Putina odebrano jako "spontaniczne" i że pracownicy administracji Kremla prawdopodobnie nie mieli czasu, by przepracować i przygotować się do ogłoszenia tej decyzji. "Teoretycznie nie powinno tak być. Ogłoszenie nominacji powinno być dokonane osobiście i publicznie, a nie przypadkowo, w zgiełku. Ale prezydent tak chciał" - tłumaczył jeden z rozmówców serwisu.

To oznacza, że Władimir Putin będzie ubiegał się o kolejną, piątą już kadencję prezydencką i trudno sobie wyobrazić, by ktokolwiek mógł stanąć mu na drodze.

Wyższa izba rosyjskiego parlamentu, wyznaczyła datę wyborów prezydenckich na 17 marca 2024 roku. Centralna Komisja Wyborcza Federacji Rosyjskiej przyjęła uchwałę o przeprowadzeniu wyborów prezydenckich w 2024 roku w ciągu trzech dni - od 15 do 17 marca.

Kosztowna biurokracja?

W lecie rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow udzielił wywiadu, w którym przyznał, że Putin "zostanie wybrany ponownie (na prezydenta), zdobywając ponad 90 proc. głosów". To dlatego - jak stwierdził z rozbrajającą szczerością rzecznik - że wybory w Rosji, to "nie demokracja, a kosztowna biurokracja".

Później Pieskow wycofywał się ze swoich słów, twierdząc, że zostały błędnie zinterpretowane, a chodziło mu jedynie o to, że Władimir Putin cieszy się tak wielką popularnością, że wybory w Rosji są jedynie formalnością.

Putin został po raz pierwszy wybrany na prezydenta Rosji w 2000 r. i - poza przerwą związaną z objęciem funkcji premiera w latach 2008-2012 - od tego czasu piastuje najwyższe stanowisko w kraju.