Niewielkie bomby eksplodowały wieczorem w pobliżu ambasady USA w Bogocie, a także w Cartagenie, gdzie dziś rozpoczyna się szczyt z udziałem prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nikt jednak nie zginął, ani nie został ranny. Za wybuchami w Cartagenie stoją prawdopodobnie lewicowi partyzanci, przeciwni obecności Baracka Obamy w ich kraju.

W Cartagenie na północy kraju eksplodowały dwa niewielkie ładunki. Także dwie małe bomby wybuchły w pobliżu ambasady USA w Bogocie. W obu przypadkach nie było ofiar, a jedynie niewielkie zniszczenia. Do tych ataków doszło tuż po przylocie do Cartageny prezydenta USA, i - jak sugeruje policja - stoją za nimi lewicowi partyzanci, przeciwni obecności Baracka Obamy w ich kraju.

W Cartagenie rozpoczyna się w sobotę dwudniowy szczyt przywódców obu Ameryk. Mają w nim wziąć udział przywódcy 33 spośród 35 krajów regionu. Na spotkanie nie zaproszono prezydenta komunistycznej Kuby Raula Castro, a w akcie protestu przeciwko temu zrezygnował z udziału lewicowy prezydent Ekwadoru Rafael Correa.

Uczestnicy szczytu mają rozmawiać głównie o współpracy gospodarczej i walce z kartelami narkotykowymi.