Afera kokainowa w rosyjskiej ambasadzie w Argentynie zatacza coraz szersze kręgi. W przemyt musieli być zaangażowani wysocy przedstawiciele władz Rosji - twierdzi strona argentyńska. Jak ujawniono, w 2016 roku na terenie rosyjskiej ambasady odnaleziono blisko 400 kilogramów kokainy, która miała trafić do Rosji, a potem do krajów europejskich. Wartość narkotyków to 50 milionów dolarów. Po trwającej 14 miesięcy wspólnej operacji argentyńskich i rosyjskich śledczych aresztowano 3 Argentyńczyków i dwóch Rosjan.

389 kg kokainy w 12 walizkach było schowane w jednym z budynków przedstawicielstwa dyplomatycznego Rosji. Narkotyk miał najprawdopodobniej zostać przewieziony do Rosji w bagażu dyplomatycznym.

Śledczy zastąpili kokainę zwykłą mąką i zainstalowali w walizkach nadajniki GPS.

Strona argentyńska twierdzi, że władze rosyjskie próbują sprawę zamieść pod dywan. Ujawniono, że po narkotyki, które policja zamieniła na paczki z mąką, przyleciał samolot oddziału lotniczego "Rossija", czyli jeden prezydenckich samolotów Władimira Putina.

Od razu w Rosji zablokowano dostęp do rejestru lotów samolotów prezydenckich i odrzucono oskarżenia argentyńskie.

Sprawa jest bardzo skomplikowana, bo o paczkach z narkotykami poinformował rosyjski ambasador. Strona rosyjska wzięła udział w operacji zamiany narkotyków na mąkę. Pozostaje jednak pytanie, kto mógł taką ilość narkotyków wysyłać pocztą dyplomatyczną.

Wśród zatrzymanych jest - jak podała strona argentyńska - "rosyjski funkcjonariusz" oraz argentyński policjant. Szósty podejrzany w tej sprawie jest nadal poszukiwany. Prawdopodobnie znajduje się w Niemczech.

(j.)