Pracownicy sektora publicznego w Wielkiej Brytanii rozpoczęli 24-godzinny strajk przeciwko zmianom w systemie emerytalnym. Według zapowiedzi, do akcji mogą przyłączyć się nawet 2 miliony ludzi. Strajkują między innymi pracownicy służb oczyszczania miasta, robotnicy budowlani, nauczyciele oraz część personelu medycznego.

W wyniku strajku nie pracują m.in. szkoły, szpitale, lotniska, porty i instytucje rządowe. W całej Wielkiej Brytanii może odbyć dziś nawet około 1000 demonstracji. Linie lotnicze już kilka dni temu ostrzegały pasażerów przylatujących na Heathrow i inne brytyjskie lotniska przed 12-godzinnymi opóźnieniami w związku z przystąpieniem do strajku służb imigracyjnych. Większość linii zaleciła podróżnym, by w miarę możliwości przełożyli podróże.

Londyńskie lotnisko Heathrow, które obsługuje więcej zagranicznych pasażerów niż jakikolwiek inny brytyjski port, poprosiło linie lotnicze, by w przyszłym tygodniu zmniejszyły o połowę liczbę podróżnych, dzięki czemu zakłócenia spowodowane strajkiem służb granicznych mają zostać zminimalizowane.

Strajk zakłócił też pracę sądów, biur pośrednictwa pracy, ośrodków egzaminacyjnych szkół prawa jazdy, lokalnych bibliotek, podobnie jak pracę w około 75 proc. szkół. Do strajku przyłączyć się mają także pracownicy serwisu meteorologicznego Met Office i kustosze w muzeach.

Protestuje również około 400 tys. pielęgniarek, sanitariuszy, fizjoterapeutów i innych pracowników sektora medycznego - mimo że trzy największe medyczne związki zawodowe nie biorą udziału w akcji. W związku z tym szpitale przesuwają tysiące zabiegów, z wyjątkiem operacji ratujących życie, chemioterapii i dializy nerek. Bez zmian funkcjonować będą oddziały położnicze. Do Brytyjczyków kierowane są apele, by z rozwagą korzystali z alarmowego połączenia ze służbą pogotowia.

Sekretarz skarbu w gabinecie cieni Partii Pracy Rachel Reeves powiedziała, że laburzyści nie popierają akcji strajkowej, choć rozumieją motywy strajkujących. Brytyjski minister finansów George Osborne zaapelował do związków zawodowych, reprezentujących około 2 mln pracowników, o odwołanie akcji. Przestrzegł, że "nie doprowadzi ona do niczego", a jedynie "osłabi gospodarkę".

Rządowe plany reformy emerytur sektora publicznego zakładają zwiększenie składek pracowniczych o 3,2 proc., zmianę podstawy naliczania emerytur i wydłużenie wieku emerytalnego. Zmiany mają wejść w życie od kwietnia 2012 roku. Rząd argumentuje, że fundusz emerytalny ma duży deficyt i w dłuższej perspektywie podatnika nie stać na to, by go dofinansowywać.

Oczekuje się, że strajki zorganizowane będą na większą skalę niż protesty w 1979 roku, kiedy to tzw. zima niezadowolenia zakończyła rządy Partii Pracy. Niektóre związki zawodowe przewidują, że środowa akcja może przyćmić nawet strajk generalny z 1926 roku, kiedy do protestów przyłączyło się 1,75 miliona ludzi. Część obserwatorów uważa jednak te prognozy za przeszacowane.