Po upadku III Rzeszy udało się osądzić jedynie nielicznych nazistów. Szacuje się, że ok. 30 tys. zdołało uciec przed sprawiedliwością korzystając z pomocy Kościoła, argentyńskiego azylu a także angażując się we współpracę z alianckimi wywiadami - pisze Guy Walters w książce "Ścigając zło". Brytyjski dziennikarz przeanalizował analizował materiały archiwalne oraz przeprowadził dziesiątki rozmów z tropicielami hitlerowców i tymi, którzy im pomagali.

Aliantom wcale nie zależało na ściganiu nazistowskich zbrodniarzy. Zainteresowani byli przede wszystkim ustabilizowaniem się sytuacji w Niemczech. Byłych nazistów było zbyt wielu, żeby ich osądzić - pisze Guy Walters w opublikowanej właśnie po polsku książce "Ścigając zło".

Już pod koniec wojny Argentyna pod rządami Juana Perona zadeklarowała, że jest gotowa przyjąć grupę niemieckich obywateli, zwłaszcza naukowców i techników. Transferem wykształconych specjalistów niemieckich były też zainteresowane inne kraje południowoamerykańskie, a także arabskie. W ewakuacji z Europy nazistom pomagało tysiące ludzi, także księża katoliccy.

Walters nie próbuje ocenić zaangażowania Kościoła w ten proceder ani rozstrzygnąć, czy Pius XII o nim wiedział. Dziennikarz analizuje kilka konkretnych przypadków, np. chorwackiego duchownego Krunoslava Draganovica i Włocha Aloisa Hudala, którzy przyczynili się do "ewakuacji" setek prominentnych nazistów. Tysiące z nich znalazło schronienie we frankistowskiej Hiszpanii lub też przez ten kraj wydostali się z Europy.

Walters kwestionuje mit istnienie jednej wielkiej siatki pomocy nazistom, takiej jak opisywana przez powieściopisarzy i pokazywana w filmach "Odessa". Jego zdaniem tak naprawdę takich siatek było kilkanaście, ale o dość niewielkim zasięgu.

Przez całe lata prominentni naziści w Ameryce Południowej cieszyli się wolnością i właściwie wcale się nie urywali. Josef Mengele, "Doktor Śmierć" z Auschwitz, występował w książce telefonicznej Buenos Aires pod własnym nazwiskiem. Komendant Treblinki, Franz Stangl był zarejestrowany w austriackim konsulacie w Brazylii. Klaus Barbie, nazywany "rzeźnikiem Lyonu", został odkryty i osądzony dopiero w 1983 roku, przedtem żył sobie spokojnie w Boliwii, współpracując z wywiadami brytyjskim i amerykańskim. Praktyka zatrudniania byłych zbrodniarzy wojennych przez wywiady krajów alianckich i bloku radzieckiego jest mało znana. Walters pisze, że szukając przykładów takich zachowań natrafił na "szokująco bogaty wybór".

W trakcie zbierania materiałów Walters osobiście spotkał dwoje nazistowskich zbrodniarzy wojennych. Erich Priebke został w 1996 roku deportowany z Argentyny do Włoch, gdzie skazano go na dożywocie, jednak ze względu na wiek i stan zdrowia odstąpiono od wykonania kary. W 2007 roku, kiedy powstawała książka, mieszkał wygodnie w apartamentowcu w Rzymie. Walters spotkał też Ernę Wallish, strażniczkę z Majdanku, która zajmowała siódme miejsce na liście nazistowskich zbrodniarzy wojennych przygotowanej przez Centrum Wiesenthala. Powołując się na zasadę przedawnienia zbrodni władze austriackie pozwoliły jej spokojnie mieszkać w Wiedniu pod własnym nazwiskiem. Po ukazaniu się informacji o tym spotkaniu w brytyjskiej prasie władze polskie podjęły starania o jej ekstradycję, ale Wallish zmarła 16 lutego 2008 roku.

Jednym z niewielu nazistów, których dosięgła sprawiedliwość, był Adolf Eichmann. Zdaniem mediów, niemiecki wywiad znał jego kryjówkę od 1952 roku. Przez 8 lat architekt holokaustu cieszył się wolnością, mimo że Bonn wiedziało, gdzie go szukać. Dopiero w 1960 roku agenci izraelskiego wywiadu znaleźli go w Ameryce Południowej i wywieźli do Izraela. W 1962 roku Eichmann zawisł na szubienicy.

W trakcie zbierania materiałów do książki Walters rozczarował się też do postaci Szymona Wiesenthala, słynnego "łowcy nazistów". Zdaniem Waltersa, Wiesenthal wyolbrzymił swoją rolę w polowaniu na Eichmanna, nigdy nie był w Ameryce Południowej, zdarzało mu się też płacić byłym nazistom za informacje.