Platforma Obywatelska znalazła sposób na ograniczenie protestów, podczas których strajkujący zamiast pracy wybierają zwolnienia lekarskie. Chce zmienić prawo, by symulantów wyłapywał ZUS - pisze "Metro".

Już w środę grupa posłów PO ma spotkać się w tej sprawie z Michałem Bonim, ministrem w kancelarii premiera odpowiedzialnym za politykę społeczną.

Jako przykład podje się górników z Budryka, którzy żądali wyższych pensji. W ramach protestu gremialnie się rozchorowali. W nagłym trybie z 2 tys. osób załogi aż 700 poszło na zwolnienia. Choroba dopadła również kilkuset celników podczas ich protestu, a także tysiące lekarzy ze szpitali w całym kraju. Od kilku dni pójściem na chorobowe straszą zaś policjanci ze Śląska. Zapowiadają, że jeśli nie dostaną podwyżek, to na zdrowiu podupadną dokładnie 2 marca, w dniu zaplanowanego meczu podwyższonego ryzyka pomiędzy Ruchem Chorzów a Górnikiem Zabrze. Bez policji mecz zostanie odwołany.

Za zwolnienie chorobowe pracownika do 33 dni płaci pracodawca. Jak mówi Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”, skutek tego jest taki, że w tej chwili, niestety, nikt nie interesuje się takimi krótkimi zwolnieniami. ZUS kontroluje tylko tych, którzy chorują dłużej. Kilkudniowe zwolnienia sprawdzane są tylko na wniosek pracodawców, ale w momentach konfliktowych ci najczęściej nie chcą dodatkowo zaogniać sytuacji i rezygnują z pomocy ZUS.

Zdaniem Mordasewicza za „lewe” zwolnienia karani powinni być zarówno ci, którzy na nie chodzą, jak i ci, którzy je wypisują.