​Przedstawiciele rządu milczą na temat powołania Kamili Andruszkiewicz - żony wiceministra cyfryzacji Adama Andruszkiewicza - na szefową państwowej fundacji. Posłowie PiS z kolei są wściekli z powodu nominacji, gdyż będzie ona zarabiać znacznie więcej niż parlamentarzyści - informuje Onet.

Kamila Andruszkiewicz została prezesem Fundacji Agencji Rozwoju Przemysłu. Od listopada 2019 roku jest żoną Adama Andruszkiewicza, posła PiS i wiceministra cyfryzacji. Jej doświadczenie jest jednak nieznane. Ze sprawozdania finansowego fundacji wynika, że zarząd fundacji otrzymywał wynagrodzenie w wysokości 175 tys. zł rocznie. Kamila Andruszkiewicz jest obecnie jednoosobowym zarządem.

Jak informuje Onet, nikt nie jest skory do ujawnienia tego, kto zdecydował o zatrudnieniu Kamili Andruszkiewicz. Paweł Borys z PFR, któremu podlega Agencja Rozwoju Przemysłu powiedział, że instytucje mają "dużą autonomię", a on sam o nominacji nawet nie wiedział. Adam Andruszkiewicz z kolei nie odpowiada na próby kontaktu. Wczoraj w Porannej rozmowie RMF FM minister aktywów Jacek Sasin podkreślał, że to nie on decydował o przyznaniu stanowiska żonie wiceszefa resortu cyfryzacji.

Rozmówcy Onetu wskazują jednak na premiera Mateusza Morawieckiego. Andruszkiewicz razem z ojcem premiera, Kornelem Morawieckim, odeszli z Kukiz’15 w poprzedniej kadencji i stworzyli koło Wolni i Solidarni, które popierało PiS. Pod koniec 2018 roku Andruszkiewicz został wiceministrem cyfryzacji, a w wyborach w 2019 roku startował z list Prawa i Sprawiedliwości.

Zdaniem polityków PiS, Andruszkiewicz miał być "zapleczem" Morawieckiego w PiS. Kornel Morawiecki zresztą zdradził, że rozmawiał z synem o obecnym wiceministrze.

Onet wskazuje także, że prezesem Agencji Rozwoju Przemysłu, do którego trafiła żona Andruszkiewicza, jest Cezariusz Lesisz, bliski współpracownik Kornela Morawieckiego i niegdysiejszy pracownik resortu rozwoju Mateusza Morawieckiego. Rzecznik KPRM nie odpowiedział jedna na pytania Onetu o Kamilę Andruszkiewicz.

Posłowie PiS są oburzeni całą sprawą. To jest nie do obrony. Mam nadzieję, że ktoś pójdzie po rozum do głowy - mówi w rozmowie z Onetem jeden z parlamentarzystów.

Problemem dla polityków jest też to, że niedawno upadła ustawa podwyższająca uposażenia parlamentarzystów oraz urzędników państwowych, na której zależało wielu politykom. Narzekali oni bowiem na Nowogrodzkiej, że zarabiają "jedynie" 6 tys. zł i diety, kiedy niektórzy współpracownicy partii wielokrotnie więcej otrzymują w spółkach skarbu państwa.

Onet wskazuje, że politycy partii są także źli z powodu ujawnienia informacji o stanowiskach, jakie pełnią żony niektórych posłów PiS. Okazało się bowiem, że np. małżonka Krzysztofa Sobolewskiego zasiada w czterech radach nadzorczych państwowych spółek i ma dyrektorską posadę w Orlenie.