Z ponad 82 tys. skazańców i aresztantów osadzonych w polskich więzieniach, pracuje tylko ok. 23 tys. - informuje "Dziennik Polski". Przyczyną jest przeludnienie zakładów karnych, brak pomysłu na to, gdzie mogliby pracować więźniowie oraz nowe przepisy, które zniechęciły pracodawców do zatrudniania skazanych.

Minimalne miesięczne wynagrodzenie więźniów wynosi tyle, co wszystkich obywateli, czyli 1600 złotych brutto. W okręgu krakowskim, który obejmuje 11 placówek, wśród 1500 pracujących więźniów tylko jedna trzecia pobiera za to pensje. Z tej grupy, u prywatnych przedsiębiorców pracuje 50 osób. Reszta znajduje zajęcie w przywięziennych zakładach, w instytucjach gospodarki budżetowej lub na rzecz samych więzień, np. w kuchni, pralni czy przy remontach.

Zarobione kwoty nie trafiają do osadzonych w całości. Poza opłaceniem podatku i składek ZUS (nie wchodzi w to tzw. chorobowe, ponieważ każdy więzień ma bezpłatną opiekę zdrowotną) z pensji jest odciągane 10 proc. na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym, Pomocy Postpenitencjarnej i 25 proc. na Fundusz Aktywizacji Zawodowej Skazanych oraz Rozwoju Przywięziennych Zakładów Pracy.

Większość więźniów pracuje jednak bezpłatnie przy zajęciach pomocniczych i porządkowych na terenie więzień. Angażowani są również do działalności charytatywnej oraz prac społecznych, takich jak: sprzątanie terenów zielonych, remonty szkół, ośrodków zdrowia czy pomoc w fundacjach i stowarzyszeniach.