Chciał być pierwszym Polakiem, który przejedzie autem z północnego krańca Europy na południowy kraniec Afryki. Przez konflikty zbrojne musi zmienić plany. Spontanicznie chce przemierzyć całą Afrykę. Krzysztof Puternicki, gdański restaurator, podróżnik i miłośnik Czarnego Kontynentu 16 listopada ruszy, bez samochodu, z Kairu do Kapsztadu.

Kuba Kaługa, RMF FM: Początkowo miał pan wyruszać z norweskiego Nordkappu, prawie najbardziej wysuniętego punktu na północ Europy, dotrzeć do Kapsztadu, do najbardziej wysuniętego na południe punktu w Afryce. Taki był zamysł. Dlaczego zmienia pan plany?

Krzysztof Puternicki: Przede wszystkim chodzi o bezpieczeństwo. Nasiliły się działania wojenne w Syrii. Zaangażowanie Turcji spowodowało to że musze startować z Gdańska, lecąc samolotem bezpośrednio do Kairu i omijać tamtą strefę.

Nie wspominałem o tym, że to miała być wyprawa samochodowa.

Tak, to miała być wyprawa samochodowa. Niestety, ostatni port w którym byłem w stanie się przedostać do Egiptu został zajęty przez armię turecką i teraz nie ma takiej szansy aby przejechać.

Ten port jest blisko Aleppo?

Tak, w linii prostej to jest kilkadziesiąt kilometrów od Aleppo.

Czyli zmiana planów wymuszona sytuacją międzynarodową, mówiąc w skrócie.

No tak, niestabilnym Bliskim Wschodem i generalnie Afryką północną, która jest dosyć niestabilna. Wszelkiego rodzaju środki, którymi się miałem poruszać zostają na miejscu, a będę po prostu jechał czym się da.

Czyli?

Czyli trochę na piechotę... Na pewno spróbuję wynająć wielbłąda w Sudanie. Zobaczymy. Przy pomocy lokalnej społeczności. Albo będzie to podwózka jakimś lokalnym środkiem lokomocji, albo zobaczymy. Sam nie wiem. Wiem na pewno, że chcę do marca dotrzeć do Kapsztadu.

Docelowe miejsce pozostaje niezmienne, ale wyprawa jest już zupełnie innym przedsięwzięciem.

Jest innym przedsięwzięciem, w trakcie którego, pomimo wszystko, dochodzę do wniosku, że będę bliżej ludzi, bliżej natury jeszcze. Jednak samochód zawsze stanowi jakąś tam ochronę i powoduje jakąś barierę pomiędzy światem zewnętrznym a osobą, która podróżuje, w związku z czym jestem nawet bardziej zadowolony.

Jednak w Afryce tych niebezpieczeństw różnego rodzaju jest na tyle dużo, że to  co chce pan zrobić, wydaje się przerażające.

Tak, jeszcze do tego kilka dni temu został wprowadzony stan wyjątkowy w Etiopii. Co też jakby nie wróży samych dobrych rzeczy po drodze. Do odważnych świat należy, lecz nie do głupich do końca. Mam nadzieję, że sobie poradzę z tymi niebezpieczeństwami zarówno natury ludzkiej jak i ze strony zwierząt.

A kogo się pan bardziej boi ludzi czy zwierząt?

Bardziej boję się zawsze ludzi, bo to jednak ludzie są przyczyną wszelkiego zła na świecie. Zwierzęta są przewidywalne, ludzie nie.

Jak będzie pan przygotowany do tej wyprawy? Ląduje pan w Kairze i co pan ze sobą ma?

Mam ze sobą plecak, który waży na chwilę obecna 21 kg. Tam mam wszelkiego rodzaju rzeczy, które są niezbędne mi do tego, żeby przetrwać samotnie nawet na pustyni.

Przejście przez pustynię jest w planie. Co jeszcze?

Tak, jest w planie przejście kawałka na pustyni w Sudanie na piechotę. Zobaczymy, ile się da. Tak jak powiedziałem, mam w planie jeszcze wynajęcie wielbłąda... Bardzo możliwe, że go kupię i potem odsprzedam. No i tak zamierzam sprowadzać się po prostu na południe kontynentu. Potem mamy Sahel, pod Sahelem jest troszeczkę sucho. Jest kilka depresji, jest depresja Danakil. Jedno z najcieplejszych miejsc na świecie.

Jaka tam jest temperatura?

Tam jest temperatura, która sięga 50 stopni w związku z czym jest dosyć ciepło. To jest krajobraz pustynny, jak najbardziej. Tam są słynne wulkany, które są czynne przez cały czas.

50 stopni Celsjusza i pewnie parę dni tam trzeba będzie spędzić, a może i dłużej. Jest pan przygotowany kondycyjnie do takiego wyzwania?

Tak, kondycyjnie myślę, że jak najbardziej jestem przygotowany. Ale tutaj przede wszystkim będzie decydował sprzęt też. Sprzęt i możliwość zaopatrzenia się w wodę. Bo są takie. A jak najbardziej mam ze sobą też filtry do wody, które uzdatniają mi wszelakiego rodzaju wodę, do jakiej będę miał dostęp. Mam specjalne urządzenie do filtrowania wody nawet z kałuży. Według producenta jest w stanie wyeliminować nawet wąglika.

Ale będzie też trzeba przejść przez tereny, na których działają organizacje terrorystyczne. Delikatnie mówiąc, niekoniecznie przyjaźnie nastawione do Europejczyków.

Zawsze powtarzam, że dobre przygotowanie jest podstawą wszelkiego rodzaju działania. Śledziłem dosyć mocno aktywność, jeżeli chodzi o wszelkiego rodzaju ugrupowania, które działają na tamtym terenie. To jest tak, jak z wyjściem gdzieś powiedzmy sobie na terenie Warszawy, w nocy, w pewne części Pragi, w które się, po prostu nie wchodzi.. Tak samo ja posiadam wiedzę, która ma mnie uczynić bardziej bezpiecznym.

Ale czy się uda, zobaczymy.

A jakie grupy może pan spotkać? Tak jak patrzyłem na trasę, to przez teren działalności Boko Haram pan nie przechodzi. Al Qaeda?

Tak, Al Qaeda jak najbardziej, milicje islamskie, które też działają na tamtym terenie. Boko Haram to już jest bardziej zachodnia Afryka.

Jakiś pomysł, co zrobić w razie spotkania z nimi czy po prostu pan woli myśleć pozytywnie, wyeliminować w ogóle taką możliwość?

Tak, przede wszystkim chciałbym się skupić na pozytywnej energii tej podróży. Wierzę, bardzo mocno wierzę w to, że ta pozytywna energia pozwoli mi na to, abym w marcu wsiadł w Kapsztadzie do samolotu i powrócił bezpiecznie do Polski.

Ile razy był pan w Afryce wcześniej?

Kilkukrotnie. W tej czarnej Afryce zakochałem się jak miałem 17 lat. Byłem po raz pierwszy. Zobaczyłem czerwoną ziemię w Afryce, ona mi weszła pod paznokcie, a potem do serca. Zacząłem czytać książki i po prostu poczułem cały tamten klimat.

 Po co panu taka wyprawa?

Chciałbym pokazać swoim synom - Antkowi i Karolowi, jeden ma 16, drugi 6 lat - że warto się starać o rzeczy, które na co dzień wydają nam się niemożliwe, nierealne. I to jest dla mnie najważniejsze.

(mn)