Tylko cztery z kilkudziesięciu lokali na warszawskiej Pradze, gdzie w piątek wieczorem doszło do wybuchu gazu, nie nadają się do użytku i wymagają remontu. Mieszkańcy pozostałych wracają dziś do domów.

Kilka osób mieszkających w zniszczonych lokalach zdecydowało się złożyć pisemne oświadczenia, że nie chcą korzystać z pomocy gminy, która przygotowała dla nich miejsca w hotelu. Zatrzymają się u przyjaciół lub rodziny. Mogą korzystać z obiadów fundowanych przez gminę.

Pozostali lokatorzy budynku wracają do swoich domów, gdzie naprawiane są futryny wyważonych przez strażaków drzwi i rozbite przez wybuch okna. Na razie nie do wszystkich jeszcze dostarczany jest gaz. Instalacja wymaga szczegółowego przeglądu.

Mieszkańcy budynku, z którymi rozmawiał nasz reporter twierdzą, że to jeden z lokatorów, 29-letni mężczyzna - sam wywołał eksplozję. Powodem miała być czekająca go eksmisja. Sąsiedzi wspominają, że mężczyzna zapowiadał, że wysadzi wszystko, jeżeli będą go chcieli usunąć. Według świadków 29-latek zakleił okna, by gaz nie mógł się ulatniać, po czym podłożył ogień.