Takiej akcji ratunkowej jeszcze na plaży w Darłowie w Zachodniopomorskiem nie było. Tamtejsi WOPR-owcy pomagali… labradorowi, który zasłabł nad brzegiem morza. Zwierzę miało zawał.

Psa w potrzebie oraz przerażonych właścicieli zauważył ratownik wracający z patrolu. Dramat rozgrywał się na niestrzeżonym odcinku plaży. Pies był bardzo słaby, nie mógł ustać na nogach i miał problemy z oddychaniem. Ratownik wezwał na pomoc przełożonych. Na miejsce z deską ortopedyczną przybiegł Andrzej Stępowski, szef WOPR-u w Darłowie. 

Kazałem ratownikowi czekać przy psie. Biegnąc na miejsce zadzwoniłem do weterynarza, żeby był w gotowości. We dwóch zapakowaliśmy psa na deskę i przy pomocy właścicieli, wynieśliśmy go z plaży. Do zejścia było może 400-500 metrów. Byłem cały mokry, gdy tam doszedłem - mówi Stępowski.

Czarny labrador ważył około 50 kg. Samochodem właścicieli przewieziono go do gabinetu lekarskiego. Weterynarz zdiagnozował u 12-letniego psa niewydolność krążeniowo-oddechową. Po otrzymaniu pomocy medycznej zwierzę ma się lepiej. Dziś właściciele czworonoga mają zgłosić się z nim na kontrolę.

Jak mówi Andrzej Stępowski, to była pierwsza taka akcja ratunkowa w jego karierze, a ratownikiem jest od 30 lat. 

Część ratowników jest przeszkolona w zakresie udzielania pierwszej pomocy psom. Są nawet specjalne fantomy, na których można ćwiczyć resuscytację krążeniowo-oddechową zwierząt.

(mal)