Witryna świdnickiego sex shopu nie jest pornografią - takie orzeczenie wydał biegły sądowy z zakresu mediów i reklamy. Po tej ekspertyzie prokuratura umorzyła śledztwo, które zostało wszczęte na wniosek 116 osób oburzonych ekspozycją sklepu. Świdniczanie żądali likwidacji wystawy i ukarania właścicielki sklepu. Śledczy uznali jednak, że nie ma do tego podstaw.

W opinii biegłego czytamy, że przedmioty prezentowane na wystawie to typowe gadżety charakterystyczne dla branży erotycznej, a nie pornograficznej. Jakie to gadżety? Różowy krawat, kieliszki ze śmiesznymi tekstami, prezerwatywy pojedyncze leżą. Jest też sztuczny biust - gumowa zabawka. Ale panie topless biegają po plaży i nie ma na to zakazu. Uszy różowe królika, rogi diabla, kajdanki z futerkiem, bielizna - wylicza właścicielka sex shopu, która na razie może odetchnąć z ulgą, bo nie ma powodu, by w świetle prawa oskarżyć ją o szerzenie pornografii.

Chyba że któraś ze 116 dotkniętych wystawą sex shopu osób zaskarży decyzję prokuratury i zażąda, by dyskusja o smaku i kwestii gustu rozpoczęła się od nowa.