Treść raportu z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych może pogrążyć jego autora Antoniego Macierewicza. Kłopoty może mieć też sam prezydent Lech Kaczyński – ustalili reporterzy RMF FM. Zarzutów jest wiele, najcięższy dotyczy zdrady: były szef komisji weryfikacyjnej zdradził szczegóły operacji prowadzonych przez wojskowy wywiad, narażając życie polskich żołnierzy.

Sprawę bada prokuratura. Roman Osica i Marek Balawajder rozmawiali z osobami, które złożyły zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez Macierewicza, m.in. żołnierzami i agentami WSI. Osoby te zarzucają likwidatorowi pomówienie a także, że zdradził szczegóły czynnych operacji prowadzonych przez wywiad wojskowy, narażając w ten sposób naszych żołnierzy. Prokuratorzy badają, czy za treść publikacji może też odpowiedzieć prezydent.

Spalony "Kandahar"

Zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa złożyły 22 osoby. Jest wśród nich były szef WSI, generał Marek Dukaczewski oraz kilku byłych żołnierzy tej służby. Swoich praw chcą dochodzić również pomówieni w raporcie właściciele telewizji TVN i Polsatu. Prokurator Katarzyna Szeska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, potwierdziła, że śledztwo toczy się w sprawie niedopełnienia obowiązków, poświadczenia nieprawdy w dokumencie i zniesławienia.

Te "inne" okoliczności, opatrzone klauzulą „ściśle tajne”, to opisywane przez informatorów naszych reporterów nie zakończone operacje. Prokuratura ma - według naszej wiedzy - problem z uzyskaniem zwolnień z tajemnicy państwowej niektórych świadków. Z naszych obliczeń wynika, że do tej pory taką zgodę otrzymało tylko trzech funkcjonariuszy. Brak kolejnych zwolnień nie pozwala prokuratorom zagłębić się w temat ujawnionych przez Macierewicza czynnych operacji.

Pierwszą z takich sytuacji jest opisywana w XII rozdziale raportu operacja „Zen” o prawdziwym kryptonimie "Kandahar". Jej celem były działania osłonowe polskiego kontyngentu w Afganistanie. Według biorącego w niej udział agenta, a także osoby wysoko postawionej w byłej WSI, „Zen” w momencie opublikowania raportu była operacją w trakcie realizacji. Zdradzenie nazwiska Aleksandra Makowskiego i wcześniejsze odsunięcie go od wykonywanych zadań w Afganistanie spowodowało, że polskie wojsko stało się o wiele bardziej narażone na ataki talibów.

Agent Rosji nie zobaczył

Gdyby nie przerwano mojej misji w Afganistanie to najprawdopodobniej nie doszłoby do ataku na konwój i odwetu na wiosce Nangar Khel - powiedział Makowski, który nie chce występować przed mikrofonem. Makowski prowadził interesy z afgańskimi władzami od lat 90. Jednocześnie współpracował z wywiadem. Zaskarbił sobie przyjaźń miejscowych przeciwników talibów, szczególnie Szacha Masuda i jego ludzi, z którymi prowadził interesy. Dzięki tym znajomościom, gdy do Afganistanu jechała pierwsza zmiana naszych żołnierzy, wywiad otrzymywał informacje o ewentualnych atakach czy planowanych zamachach, co pozwalało unikać zagrożenia. Według oficerów, a także samego Makowskiego, raport pogrzebał szansę polskiego wywiadu na jakąkolwiek współpracę zarówno z lokalnymi władzami w Iraku i Afganistanie jak i z wywiadami innych państw.

Kolejnym przykładem ma być przypadek jednego z agentów, którego nazwisko pojawiło się w raporcie. Według relacji naszych rozmówców, ta osoba była długo przygotowywana do pełnienia misji wywiadowczej w Rosji. Człowiek miał tam pojechać jako biznesmen. Opublikowanie jego nazwiska miało spowodować niepowodzenie tej misji. Według wysokiego rangą oficera WSI, takich przypadków w raporcie jest więcej.

Macierewicz przed sąd, prezydent niekoniecznie

Według profesor prawa karnego Teresy Gardockiej, jeśli zarzuty się potwierdzą, bezsprzecznie powinien za to odpowiedzieć autor raportu. Antoni Macierewicz miał obowiązek zamieścić w raporcie jedynie informacje o bezprawnych działaniach WSI. Profesor Gardocka mniej stanowcza jest w przypadku prezydenta, który raport upublicznił, gdyż ciążył na nim taki obowiązek ustawowy. Czy jednak można mu zarzucić współdziałanie w zniesławieniu osób, które nie powinny się tam znaleźć?

Prokuratura na razie milczy w sprawie zarzutów dla Macierewicza. Prokurator Szeska tłumaczy, że śledztwo jest w toku i jeszcze potrwa. Z kolei informacjami o zawartości raportu nie jest zaskoczony Paweł Graś z Platformy Obywatelskiej, który w czasach gdy sejmowa komisja do spraw służb specjalnych badała dokument był jej przewodniczącym.

Graś nie chce mówić o szczegółach ustaleń sejmowej komisji w sprawie tajnych operacji umieszczonych w raporcie. Nie zaprzecza jednak, że znalazły się w nim informacje, które znaleźć się tam nie powinny. Do tej pory nie udało się nam uzyskać komentarza do sprawy Antoniego Macierewicza.