Ogłoszenia oferujące sprzedaż małych dzieci, jak zwykłe przedmioty bez trudu można znaleźć w Internecie. Matki lub pośrednicy zamieszczają je na portalach poświęconych macierzyństwu, forach, anonsach czy stronach z aukcjami. Cena za dziecko to jedyne 2 tysiące złotych i można płacić w ratach - ustalił "Fakt". Zapraszamy do przeglądu środowej prasy.

Wiele ogłoszeń oferujących sprzedaż lub kupno małych dzieci kierowanych jest do zagranicznych kupców. Matki i ojcowie nie interesują się dalszym losem swojego dziecka. Dla podbicia ceny zamieszczają nawet wyniki badań dziecka i zdjęcia rodzeństwa - dowiedział się "Fakt".

Najbardziej preferowani są klienci zza zachodniej granicy. Oni dysponują dużymi pieniędzmi i o nic nie pytają. Ostatnim przykładem jest udaremniona przez policję sprawa uprowadzenia małej dziewczynki. Julia (2,5 mies.) została porwana z placówki opiekuńczo-wychowawczej we Włodawie (woj. lubelskie). Policja kilka dni temu znalazła ją w gospodarstwie agroturystycznym na Mazurach. Prawdopodobnie miała trafić do nielegalnej adopcji.
Wszystko wskazuje na to, że maleństwo miało kupić jakieś bezdzietne małżeństwo z Niemiec. W sprawie został zatrzymany i usłyszał zarzuty 52-letni Polak z niemieckim paszportem.

W środowym wydaniu "Faktu" przeczytamy także o kulisach procesu ws. śmierci Magdy z Sosnowca. Katarzyna W., matka Magdy, jest psychopatką, która nie ma wyrzutów sumienia i robi to, co sobie zaplanowała, nie bacząc na konsekwencje. Nie oznacza to jednak, że jest osobą chorą - tak orzekli biegli, którzy badali oskarżoną o zabójstwo swojej córki. "Fakt" dotarł do treści dokumentu sporządzonego przez biegłych psychiatrów.
Na kolejnej rozprawie, która odbędzie się 19 sierpnia, przy zamkniętych drzwiach na pytania sądu w sprawie Katarzyny będą odpowiadali biegli z zakresu psychologii i psychiatrii, którzy badali Waśniewską podczas trwania śledztwa.

Specjaliści stwierdzili, że matka Madzi ma tzw. osobowość dyssocjalną. Oznacza to, że nie ma wyrzutów sumienia, robi dokładnie to, co sobie zaplanowała, nie bacząc na konsekwencje, nie uznaje norm moralnych, nie odczuwa strachu, nie potrafi współczuć. To, że ma taką osobowość nie oznacza jednak, że ma zaburzenia psychiczne czy jest chora. 

"Gazeta Wyborcza"

Na dziennych studiach pedagogicznych w całym kraju pozostały tysiące wolnych miejsc. Na niektóre uczelnie dostaną się nawet ci, którzy ledwo zdali maturę. Efekt? Dzieci będą uczyć coraz słabsi nauczyciele - ustaliła "Gazeta Wyborcza".

Kryzys dopadł pedagogikę - studia, po których w szkołach znajdą pracę nauczyciele teoretycznie najlepiej przygotowani do zajęć z dziećmi, czyli pedagodzy przedszkolni i nauczyciele w podstawówkach. Tych ostatnich jest 180 tys. (w całej Polsce w szkołach wszystkich szczebli - 500 tys.). Niedługo trzeba będzie ich jeszcze więcej i jeszcze lepiej przygotowanych. Już we wrześniu 2014 do szkół pójdzie obowiązkowo połowa sześciolatków, a w 2017 do przedszkoli mają być przyjęte wszystkie trzylatki. Chętnych na studia pedagogiczne ubywa z roku na rok. Jak wynika z danych Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, w poprzednim roku akademickim było ich dwa razy mniej niż w2008 - podała "Gazeta Wyborcza".

Gazeta zebrała także informacje o pijanych kierowcach. Nie można pobrać krwi do badania od sprawcy wypadku, jeśli ten nie wyrazi na to zgody. Problem jest poważny - alarmują policjanci.

Taka jest konsekwencja interwencji rzecznika praw obywatelskich oraz wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 5 marca. Problem jest poważny - alarmuje Waldemar Pieniowski z wydziału ruchu drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. Do marca tego roku, gdy kierowca spowodował śmiertelny wypadek i czuć było od niego alkohol, policja wiozła go na badanie krwi do szpitala. Jeżeli nie wyrażał na to zgody, to policjanci mogli go przytrzymać i lekarz pobierał krew. Teraz bez zgody kierowcy nie można tego robić - mówi jeden z rzeszowskich prokuratorów, z którym rozmawiała "Gazeta Wyborcza".

"Dziennik Gazeta Prawna"

Jest już pierwsza firma, która po rządowych propozycjach zmian w OFE zdecydowała się spisać na straty część inwestycji w powszechne towarzystwo emerytalne. Pierwszym inwestorem, który już dokonał odpisu, jest amerykańska firma ubezpieczeniowa MetLife, właściciel Amplico PTE, które zarządza trzecim pod względem liczby klientów OFE. Swoją stratę wycenił na blisko 70 mln zł - podał "Dziennik Gazeta Prawna". Nie wiadomo, jak dotychczas wyceniał swoje zaangażowanie w polskie towarzystwo emerytalne, ale kapitał własny Amplico PTE wynosił pod koniec 2011 r. (danych za ub.r. firma nie publikowała) ponad 340 mln zł. MetLife kupił polskie towarzystwo w 2010 r.

"DGP ustalił także, że samorządy likwidują izby w ramach oszczędności i przerzucają problem na policję. Efekty tego eksperymentu są opłakane. Co roku na posterunkach umiera kilkanaście osób przywiezionych do wytrzeźwienia. W ubiegłym roku na 14 zgonów na posterunkach 13 dotyczyło nietrzeźwych. Nie można wykluczyć, że w przypadku stałej opieki medycznej lekarze odpowiednio wcześnie postawiliby prawidłową diagnozę, w wyniku której być może nie doszłoby do tych zgonów - pisze nadinspektor Krzysztof Gajewski, zastępca komendanta głównego policji do Biura Rzecznika Praw Obywatelskich, skarżąc się, że obowiązek opieki nad osobami nietrzeźwymi przerasta czasami kompetencje policji. Izb wytrzeźwień jest z roku na rok coraz mniej. Jeszcze w 1994 r. było ich 64, w 2001 - 53, w 2010 r. - 46, a są już tylko 34. Ich likwidacja nie rozwiązuje jednak problemu - dowiedział się "DGP".