Dramatyczne zeznania kobiety zranionej miesiąc temu nożem przez męża w Gliwicach. Mężczyzna w czasie domowej awantury zabił swojego wnuczka, a potem popełnił samobójstwo skacząc z okna. Kobieta wyszła już ze szpitala i śledczy wreszcie mogli ją przesłuchać.

Tuż przed dramatem dziadkowie rozmawiali m.in. o swoich wnukach i ich relacji z ojcem, który przed laty zabił matkę. Dziadek chłopców nigdy nie pogodził się z jej śmiercią.

W czasie tej rozmowy nagle sięgnął po nóż i zaatakował swoją żonę.

Kobieta powiedziała śledczym, że nigdy nie widziała męża w takim stanie. I nie chodziło o wypity alkohol. Mężczyzna miał wyglądać tak, jakby na chwilę stracił świadomość.

Starszy z wnuków stanął w obronie babci i wtedy dziadek zaatakował i jego. Chłopiec zmarł na rękach kobiety. Kiedy dziadek odzyskał świadomość natychmiast wyskoczył przez okno.

Z mieszkania uciekł młodszy z braci.

Psychologowie wstępnie zgodzili się na jego przesłuchanie, ale prokurator zastanawia się, czy z tego nie zrezygnować. Chłopiec, jak i jego babcia, są teraz pod opieką swojej rodziny.

"Dzieci przeszły swoje"

Dziadkowie byli dla obu braci rodziną zastępczą. W tej rodzinie już raz doszło bowiem do tragedii. Dzieci przeszły swoje, ich mama nie żyje. W 2009 roku doszło do jej zabójstwa. Karę za tamten dramat odsiaduje w zakładzie karnym ich ojciec - powiedział w marcu po tragedii Marek Słomski z policji w Gliwicach. Ojciec chłopców usłyszał wyrok 25 lat więzienia, a od czasu tamtej tragedii chłopcami zajmowali się dziadkowie.

Rodzina była pod kontrolą ośrodka pomocy społecznej. W przygotowywanych co pół roku raportach, które spływały do sądu, nie było informacji o zaniedbaniach czy kłopotach.

(j.)