Bogdan Klich i Jacek Rostowski spierają się o pieniądze na wojsko. Powód? Budżetowe manewry ministra finansów, który chce od 2012 roku zlikwidować sztywne finansowanie armii. W tej chwili co roku w budżecie znajduje się zagwarantowana kwota na wojsko w wysokości 1,95 PKB. Rostowski chciałby to zmienić i rozliczać ów współczynnik raz na 6 lat.

Do trzech razy sztuka - uznał Jacek Rostowski i po przegranych przez siebie bitwach o zmianę finansowania armii w tym roku i w przyszłym wskazał następny cel rok 2012. Według informacji dziennikarki RMF FM, dysponuje poparciem premiera i oczywistym sprzeciwem ministra obrony. De facto zmniejszamy wydatki na wojsko, udając, że ich nie zmniejszamy - tak cel ministra finansów opisuje w skrócie ekonomista Krzysztof Rybiński.

Oto odpowiedź Bogdana Klicha na pytanie jak odpowiedział ministrowi finansów na pismo z propozycją zmian: O pomysłach możemy rozmawiać na seminariach akademickich. Uznaję, że 1,95 procenta na siły zbrojne to jest dobry wskaźnik, umożliwiający siłom zbrojnym rozwój.

Co do tego rozwoju pojawiają się jednak wątpliwości. Krzysztof Rybiński twierdzi, że armia pieniądze wydaje bezsensownie. Przypomnę tylko, że zbudowaliśmy kadłub korwety za miliard złotych, który się do niczego nie nadaje, a za połowę tych pieniędzy można było kupić na rynku gotową do boju korwetę, która by umiała strzelać. No tak wydajemy w Polsce pieniądze na wojsko, trzeba się zastanowić, czy to jest dobrze - mówi.

Przykład korwety budowanej od 2001 roku jest również jednym z koronnych argumentów przytaczanych przez ministra finansów i wyprowadzających z równowagi ministra obrony. Ale nie jedynym. Gdy na rządzie toczy się dyskusja o armii Jacek Rostowski znajduje sporą przyjemność w drażnieniu Bogdana Klicha pytaniami w stylu: "A po co nam ta marynarka wojenna?"