W nocy z piątku na sobotę posłowie zagłosują ws. projektu nowelizacji ustawy budżetowej. Wczoraj odbyła się na ten temat sejmowa debata. Mam nadzieję, że prezydent wzniesie się ponad interes polityczny partii, z której się wywodzi i wesprze rząd w drugiej fazie walki z kryzysem - wzywał Lecha Kaczyńskiego Jacek Rostowski. Odpowiedź na ten szantaż wobec głowy państwa przynosi dzisiejsza prasa.

Profesor Adam Glapiński, doradca ekonomiczny Lecha Kaczyńskiego, w rozmowie z dziennikiem "Polska", wyraził opinię, że rząd Donalda Tuska upadni jesienią. A uchroniłby się przed upadkiem tylko wówczas, jeżeli doszłoby do jakiejś wielkiej koalicji, na przykład z PiS-em.

Podwyżki podatków zapewne nie unikniemy i to niezależnie od tego, czy zysk z NBP trafi do budżetu, czy nie. Zresztą rząd konsekwentnie przygotowuje nas na ten scenariusz. Są już nieoficjalne plany dwuletniej podwyżki VAT-u, co z punktu widzenia budżetu byłoby najbardziej dochodowe. Na to jednak potrzeba zgody prezydenta, o którą będzie bardzo trudno.

Pozostałe rozwiązania, czyli akcyza, podniesienie podatków bezpośrednich, wprowadzenie stawki dla najbogatszych, to albo za mało, albo coś grożącego wizerunkową klęską. Prawda jest taka, że rząd doszedł do ściany i bez zgody Lecha Kaczyńskiego niewiele może zrobić.

Marzący o prezydenturze Donald Tusk musi domknąć budżet i dogadać się z głową państwa, która również marzy o kolejnej kadencji. Czy to możliwe? Czy obie strony w takiej sytuacji stać na coś więcej niż emocjonalny szantaż? Tu pojawia się ogromny znak zapytania.