Duże kłopoty ze skompletowaniem załogi mają budujące się koło Torunia dwie fabryki elektronicznych koncernów japońskich – Sharp i Orion. Budowa fabryk jest już na ukończeniu, a nabór pracowników wciąż trwa, bo ludzie są rozczarowani ofertą zakładów.

Na spotkania z firmami rekrutującymi pracowników przychodzą tłumy, ale gdy przychodzi do konkretów, wiele osób po prostu wychodzi. Przyszli pracownicy obu firm mają bowiem dostawać na rękę 650 zł. Dla większości poszukujących pracy to kwota nie do zaakceptowania. W żadnym wypadku. Do tej pory miałem 1,5 tys zł, a ja mam tu za 600 zł robić? Bez przesady. Śmiechu warte. Normalnie kabaret - mówi jeden z mężczyzn.

Ludzi odstrasza także fakt, że praca w zakładach jest trójzmianowa, a także w weekendy. Od przyszłych pracowników wymaga się dodatkowo dyspozycyjności i zdolności manualnych.

Czy brak robotników to poważny kłopot? Tego nikt nie che potwierdzić. Spotkania z przyszłymi pracownikami trwają i każde z nich wygląda podobnie – najpierw tłum chętnych, a potem rozczarowanie. Posłuchaj relacji Marcina Friedricha:

Podobne problemy mają koncerny Volvo i Toyota. Motoryzacyjni potentaci mają poważne kłopoty z pracownikami w fabrykach na Dolnym Śląsku. W jednej firmie brakuje rąk do pracy, w drugiej – załoga grozi strajkiem. Powód? Oczywiście pieniądze.

Volvo nie ujawnia, ile pieniędzy oferuje swoim pracownikom. Zarobki zapewne nie są rewelacyjne, skoro rekrutacja do firmy trwa już ponad pół roku, a koncern nadal potrzebuje „od zaraz” ponad 100 monterów.

Komplikuje się też sytuacja w zakładach Toyoty w Jelczu-Laskowicach. Załoga żąda podwyżek i grozi strajkiem. Z powodu niskiej pensji rotacja w firmie jest bardzo duża i część pracowników musi zostawać po godzinach. Załoga założyła tam związek zawodowy i żąda 350 zł podwyżki. Na razie większość z nich zarabia miesięcznie 1200 zł. Relacja Michała Szpaka: