Mimo apeli, z policją wciąż nie skontaktował się kierowca, który miał być świadkiem czwartkowego wypadku w Tychach. Na przejściu dla pieszych zginęło dwoje dzieci. Tuż przed tragedią przed przejściem miał się zatrzymać samochód. Nadal nie wiadomo jednak, jakiej miał być marki.

Jeden ze świadków twierdzi, że na lewym pasie stał samochód, ale nie jest w stanie podać ani marki, ani koloru.

Drugi świadek po wypadku mówił, że widział taki samochód, ale już w trakcie tzw. eksperymentu procesowego w tym miejscu powiedział, że jednak tego nie pamięta.

Ani sprawca wypadku, ani pasażerka w jego aucie nie mówią nic o pojeździe stojącym na lewym pasie.

Prokuratura i policja będą teraz musiały przeglądać zapisy z nagrań monitoringu w tym rejonie, ale już wiadomo, że bezpośrednio w miejscu wypadku nie ma kamer.

Kluczowe będą tu zeznania mamy śmiertelnie potrąconych dzieci. Kobieta bierze silne leki i ewentualna, choćby wstępna, rozmowa z nią na razie jest w ogóle niemożliwa.

W piątek 64-letni kierowca usłyszał zarzuty. Mężczyzna przyznał się do winy, twierdzi, że oślepiło go światło jadącego z tyłu samochodu. Na przejście dla pieszych wjechał nawet nie hamując.


(j.)