"Prokuratura nie ma żadnych informacji na temat jakichkolwiek zagrożeń wobec jakichkolwiek osób, które były przesłuchiwane w charakterze świadków w tej sprawie. I nie jest tak, że zeznania znikną wraz ze śmiercią świadka. Są w aktach sprawy" - mówi w rozmowie z RMF FM rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej, płk Zbigniew Rzepa.

Tomasz Skory: Czy sądzi pan, że po tym, co stało się z chorążym Musiem, jakieś zagrożenie może towarzyszyć pilotowi Jakowlewa, panu Wosztylowi?

Płk Zbigniew Rzepa: W tej chwili prokuratura prowadząca śledztwo nie ma żadnych informacji na temat jakichkolwiek zagrożeń wobec jakichkolwiek osób, które były przesłuchiwane w charakterze świadków w tej sprawie.

Pytam dlatego, że nieszczęśliwa śmierć chorążego Musia pozbawiona jest jednego z dwóch świadków, którzy twierdzili rzeczy sprzeczne z oficjalną, dotychczas znaną nam historią tego wypadku.

Zeznania są w aktach sprawy, nie jest tak, że wraz ze śmiercią świadka te zeznania znikną.

A czy oceniając śmierć chorążego Musia prokuratorzy wyciągają z tego jakieś wnioski, dotyczące przebiegu całego śledztwa?

Prokuratura wojskowa nie prowadzi śledztwa w tej sprawie, prokuratura wojskowa nie jest właściwa do tego, to śledztwo prowadzi prokuratura powszechna.

Kiedy zostaną zweryfikowane zeznania chorążego Musia, twierdzącego, że Rosjanie komenderowali zejście do 50 metrów, a dopiero potem odejście?

Wojskowa prokuratura okręgowa w Warszawie zleciła biegłym opracowanie opinii fonoskopijnej, do tej chwili ta opinia jeszcze nie wpłynęła. Biegli potrzebują pewnej informacji, o które prokuratura zwróciła się z wnioskiem o pomoc prawną do strony rosyjskiej. Ten wniosek nie został jeszcze zrealizowany.

Pan zdaje sobie sprawę z tego, że opinia publiczna patrzy na prokuraturę jak na organ, który przeciąga sprawę?

Prokuratorzy zdają sobie doskonale sprawę z tego, że opinia publiczna jest poruszona, chciałaby jak najszybciej efektów, ale proszę mieć na uwadze fakt, że jest to bardzo ciężkie śledztwo. Mamy tu do czynienia także z koniecznością uzyskiwania materiałów dowodowych, w następstwie realizacji wniosków o pomoc prawną. I to też powoduje, że pewne rzeczy się rozciągają i stąd też może powstać wrażenie, że śledztwo trwa długo. Ono naprawdę jest bardzo rzetelnie prowadzone.
 
Ja nie wątpię, tylko, że odczytanie zapisu magnetofonu - a tym w istocie jest ta czarna skrzynka z Jakowlewa - nie wymaga jakiegoś specjalnego nakładu sił, środków, czasu. Po prostu odsłuchuje się nagranie z magnetofonu i robi się z tego stenogram i tam jest powiedziane czy tam była komenda 50 metrów, czy nie.

Z punktu widzenia procesowego nie jest to takie proste, jak się wydaje, gdyby tak było to ta opinia byłaby już dawno w rękach prokuratury. Prokuratorzy czekają na tą opinię dlatego, że biegli opracowują to jeszcze. Więc jeżeli opracowują, to znaczy, że nie jest to takie proste.

Jedyny dowód jaki nie był w rękach Rosjan, czyli ta taśma z Jakowlewa, badane jest przez ponad pół roku w instytucie ZENA. Z drugiej strony jeden z kluczowych świadków potwierdzających, że było tak, a nie inaczej, ginie śmiercią samobójczą. Czy to nie nasuwa pewnych podejrzeń?
 
W tej chwili, aby mówić cokolwiek na temat śmierci - to po pierwsze, prokuratura wojskowa nie jest właściwa, a po drugie, śledztwo prokuratury powszechnej dopiero się zaczyna.