Złożenie wypowiedzeń przez 26 lekarzy specjalistów w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu oznacza, że na początku roku pracę wstrzyma część oddziałów – wynika z informacji przekazanych w poniedziałek przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy (OZZL).

Chodzi o oddziały pediatrii, nefrologii, pulmonologii z alergologią, reumatologii i nowoczesny Oddział Leczenia Żywieniowego.

W ubiegłym tygodniu wypowiedzenia złożyło 26 lekarzy specjalistów Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu. Z funkcji dyrektora zrezygnował także prof. Krzysztof Fyderek.

Można się spodziewać, że liczba wypowiedzeń będzie rosła - powiedział dr Łukasz Klasa z OZZL w szpitalu w Prokocimiu. Na poniedziałkowej konferencji prasowej online podkreślił także, że wypowiedzenia "nie są formą protestu czy strajku". To są wypowiedzenia. Sprawa jest zamknięta i nie ma o czym mówić w tej chwili - powiedział.

Jak wyjaśnił, lekarze od 2018 r. próbowali walczyć o lepsze warunki, apelowali o pomoc w rozwiązaniu problemu starzejącej się kadry i problemów finansowych. Od tego czasu nic się nie zmieniło - powiedział Klasa. Średnia wieku lekarza w prokocimskim szpitalu to 55 lat i dziura pokoleniowa - jak mówił przedstawiciel OZZL - wciąż rośnie.

"Ostrzegaliśmy ministra Szumowskiego"

W piśmie przekazanym PAP członkowie OZZL napisali także: "Ostrzegaliśmy byłego już ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, że jeśli dramatyczna sytuacja dziecięcych szpitali klinicznych nie poprawi się, lekarze będą masowo odchodzić do innych placówek ochrony zdrowia, w tym do sektora niepublicznego. Już wówczas zbyt niskie wyceny wysokospecjalistycznych świadczeń w pediatrii i zbyt mała liczba lekarzy groziła paraliżem oddziałów. Od tego czasu nic się nie zmieniło i w październiku bieżącego roku po raz pierwszy w historii dyrektor naszego szpitala podpisał grafik z niezapełnionymi dniami dyżurowymi".

Zgodnie z zapowiedziami OZZL, dyżurów nie wezmą lekarze rezydenci, którzy solidarnie z trwającym od 11 września 2021 r. protestem medyków wypowiedzieli klauzulę opt-out.

Z informacji OZZL wynika, że odejścia w Prokocimiu są oddolną inicjatywą pracowników szpitala i nie są bezpośrednio związane z protestem "białego miasteczka". Robimy to w poczuciu odpowiedzialności za bezpieczeństwo pacjentów - wyjaśnili członkowie związku.

W piśmie przesłanym PAP lekarze zwrócili uwagę, że "od lat łatali powiększające się dziury w grafikach, biorąc dyżury kosztem swoich rodzin i czasu wolnego; mimo iż opiekują się małymi pacjentami z najbardziej skomplikowanymi chorobami, nie mogą liczyć na godne zarobki".

Napisali także, że zgodnie z nowelizacją ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych, lekarze specjaliści zatrudnieni w oparciu o umowę o pracę zarabiają miesięcznie 6769 zł brutto, czyli 38 zł brutto za godzinę. Lekarz z 10-letnim stażem pracy może liczyć na niewiele więcej, bo 45 zł brutto. Tymczasem rezydent tzw. specjalizacji priorytetowej, który dodatkowo podpisał umowę lojalnościową na odpracowanie dwóch lat po specjalizacji w publicznej ochronie zdrowia, może liczyć na 34 zł brutto za godzinę, czyli 4 zł za godzinę mniej niż lekarz specjalista. "To może dodatkowo demotywować do pracy lekarzy specjalistów, tak oddanych swoim pacjentom" - ocenili członkowie OZZL.

Podczas poniedziałkowej konferencji przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy dr Krzysztof Bukiel ocenił, że to, co stało się w szpitalu w Prokocimiu, ale i co dzieje się w innych szpitalach, "to nie kryzys, ale rezultat zaniechań poszczególnych rządów, jeśli chodzi o publiczną opiekę zdrowia". Jego zdaniem "w Polsce za katastrofalny stan systemu ochrony zdrowia obarcza się lekarzy; tymczasem lekarz, podobnie jak pacjent, jest tylko ofiarą tego systemu". Bukiel zaapelował do Ministerstwa Zdrowia o rozmowy.