Dokumentacja lotów marszałka Kuchcińskiego od marca 2018 r. do maja 2019 r. ukazuje pośpiech, bałagan i łamanie zasad bezpieczeństwa lotów. Wszystkie miały status superważnych lotów HEAD, ale tylko połowa została zamówiona w terminie. 49 z 98 lotów było zamawianych z dnia na dzień, a korekty często robiono z godziny na godzinę, nawet już w dniu wylotu. Zmian w programie lotów było ponad 20. Zdaniem ekspertów, odstępstwa w procedurze HEAD stają się dziś normą, a politycy nie wyciągnęli wniosków z katastrofy pod Smoleńskiem.

15 czerwca 2018 r. do Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych z kancelarii marszałka Sejmu wpływa zapotrzebowanie na lot. Następnego dnia wojskowy samolot CASA ma przewieźć Marka Kuchcińskiego z Warszawy do Szczecina. Lot ma być pilny o statusie HEAD.  

Marszałek Sejmu, jako jedna z czterech najważniejszych osób w państwie, ma prawo do takiego przelotu, tyle, że instrukcja HEAD wyraźnie stwierdza, że informacja o takim locie jest składana w wojsku "z wyprzedzeniem nie krótszym niż 48 godzin". 

Tylko w wyjątkowych sytuacjach można zamówić samolot później niż 48 godzin. Pilna procedura powinna być uruchamiana w uzasadnionych, ekstremalnych sytuacjach, takich jak katastrofy czy klęski żywiołowe - wyjaśnia w rozmowie z portalem Onet.pl gen. Tomasz Drewniak, były Inspektor Sił Powietrznych. W Szczecinie 16 czerwca 2018 r. nie doszło na szczęście do żadnej katastrofy lub klęski żywiołowej. Marszałek Kuchciński poleciał tam, by wziąć udział w odsłonięciu pomnika prezydenta Lecha Kaczyńskiego. 

Na podstawie raportów i ujawnionych informacji wiemy, że tragedia sprzed 9 lat, w której zginęło 96 osób, w tym prezydent Kaczyński, wydarzyła się m.in. na skutek bałaganu i nieprzestrzegania procedur dotyczących bezpieczeństwa lotów najważniejszych osób w państwie. Dlatego po tej tragedii zmieniono je i zaostrzono. Szczegóły zostały opisane w tzw. instrukcji HEAD. 

Wymogi, choćby ten zgłaszania lotu w ciągu 48 godzin, nie wzięły się z sufitu. Ten wymóg wynika np. z wojskowych wyliczeń, które stanowią, że tyle czasu potrzeba, by bezpiecznie i zgodnie z zasadami sztuki przygotować lot o statusie HEAD. Przepisy dopuszczają odstępstwa, ale tylko w szczególnych, uzasadnionych przypadkach. Tymczasem, na podstawie tego, co wiemy o podróżach Kuchcińskiego, odstępstwa w procedurze HEAD stają się dziś normą - mówi Onetowi Maciej Lasek, były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i współautor zmian w wojskowych przepisach lotniczych po katastrofie smoleńskiej.

Pośpiech i brak zapasowego samolotu

Jak wynika z dokumentacji lotów marszałka Kuchcińskiego od marca 2018 r. do maja 2019 r., 49 z 98 lotów było zamawianych z dnia na dzień, a korekty często robiono z godziny na godzinę, nawet już w dniu wylotu. Zmian w programie lotów było ponad 20. 

Wszystko działo się w pośpiechu, jakby marszałek zapomniał, że zbliża się weekend, bo przecież wiele z tych lotów planowano w takich właśnie terminach - mówi jeden z byłych lotników. 

Ten pośpiech rodzi jednak za każdym razem poważne konsekwencje dla przygotowującego loty HEAD wojska. Instrukcja HEAD nakazuje bowiem m.in., by samoloty, którymi podróżuje jedna z czterech najważniejszych osób w państwie, były drobiazgowo sprawdzane. Do lotów dopuszczane są tylko statki powietrzne stuprocentowo sprawne, z pełną i doświadczoną załogą. Dowódca lotu musi mieć na swoim koncie co najmniej 250 wylatanych godzin, a jego zastępca 150 godzin. 

Oprócz maszyny głównej podczas lotu HEAD w gotowości czeka też druga - tak samo sprawdzona i z równie doświadczoną załogą. Jest to tzw. zapasowy statek powietrzny, przygotowany na wypadek, gdyby ten, którym podróżuje VIP, uległ np. awarii. 

Instrukcja bardzo dokładnie opisuje, kto jest uprawniony do lotu z VIP-em i jak ma być przygotowany statek powietrzny oraz zapasowy. Natomiast jeżeli wszystko dzieje się w pośpiechu, to kiedy ci ludzie mają sprawdzić i oblatać samoloty, kiedy mają się przygotować do lotu? Jedziemy dokładnie w kierunku drugiego Smoleńska - przestrzega gen. Drewniak.

Okazuje się, że tylko w 30 zamówieniach na lot marszałka o statusie HEAD do dokumentacji został wpisany zapasowy statek powietrzny, choć powinno tak być - zgodnie z instrukcją - za każdym razem. Większość dokumentów nie ma tej adnotacji.

Dodatkowo, tylko w niektórych jest wskazanie konkretnego typu statku powietrznego, jako maszyny zapasowej. Doświadczony oficer lotnictwa wyjaśnia w rozmowie z Onetem, że "zapasowy samolot powinien być wpisany do zapotrzebowania na lot. Instrukcja HEAD mówi, że należy go zabezpieczyć, ale jeśli nie było takiej możliwości, to go nie wpisali i wojsko realizowało wariant z jednym samolotem".  Przyznaje, że należałoby wówczas inaczej zakwalifikować lot i zdjąć z niego status HEAD. 

Czy samolot z nim na pokładzie mógł się wzbić w powietrze, jeśli na jednym z lotnisk w gotowości nie czekała maszyna zapasowa? Taki lot można wykonać, lecz znowu tylko w uzasadnionych przypadkach. W przypadku lotów marszałka Kuchcińskiego wszystkie odstępstwa, które został wpisane w przepisach, potraktowano jako normę - podkreśla Maciej Lasek. 

Liczba pasażerów nie do końca znana

Kancelaria Sejmu nagminnie też nie dostarczała wojsku i służbom listy pasażerów, którzy mieli towarzyszyć marszałkowi Kuchcińskiemu w podróży. Tymczasem przed lotem - według instrukcji HEAD - musi zostać dostarczona pełna, imienna lista osób zaproszonych na pokład.

W ujawnionych dokumentach o lotach marszałka najczęściej pojawia się jedynie liczba współpodróżnych, w dodatku nie zawsze precyzyjna. Czasem w rubryce "Liczba osób" pojawia się "2/3". Nie wiem, co to znaczy. Że dwie osoby polecą, a trzecia się jeszcze nie zdecydowała? To jest niepoważne - mówi były lotnik. 

Najbardziej bulwersuje go jednak to, że w 23 przypadkach na prawie 100 lotów, do zamówienia nie dodano imiennej listy pasażerów. Pewnie te osoby były zgłaszane w ostatniej chwili na telefon lub mailem. Nie wyobrażam sobie, jak inaczej wpuszczono by je na teren wojskowego lotniska i na pokład samolotów - mówi lotnik. 

To zaniechanie utrudniało pracę nie tylko wojsku, lecz również służbom ochrony, które przeforsowały zapis o dostarczeniu pełnej listy pasażerów 48 godzin przed lotem o statusie HEAD. Chodziło o to, by służby mogły dokładnie sprawdzić osoby, z którymi podróżują najważniejsze osoby w państwie.

Marszałek Sejmu podlega stałej ochronie Służby Ochrony Państwa. Stałej, czyli zawsze i wszędzie. Gdy więc Kuchciński wsiada na pokład rządowego samolotu, by polecieć do Rzeszowa, kilka godzin wcześniej do stolicy województwa podkarpackiego rusza limuzyna SOP. Pokonuje ponad 300 km, by odebrać go po wylądowaniu samolotu na rzeszowskim lotnisku w Jasionce. 

Na szczęście marszałek nie porusza się w kolumnie, jest tzw. singlem. Oznacza to, że jeździ tylko jednym samochodem z kierowcą i oficerem ochrony - mówi funkcjonariusz SOP.

W dniu wylotu ochronę marszałka przejmuje inna ekipa SOP, żeby podstawowa ekipa mogła pojechać do Rzeszowa. Musimy więc w dniu lotu angażować dwa razy więcej ludzi - mówi oficer. A to kolejne koszty: paliwo, diety, hotele i wyżywienie dla oficerów. Oczywiście, jeżeli marszałek wraca do Warszawy samolotem, auto SOP z Podkarpacia wraca puste po odstawieniu marszałka na lotnisko. 

Przy okazji oficerowie SOP opowiedzieli Onetowi, że jeśli marszałek nie zdążył zaplanować lotu, a zakończyło się posiedzenie Sejmu, potrafił wsiąść do limuzyny i kazać się wieźć do Przemyśla. Kiedy oficerowie protestowali, mówiąc, że trasa jego przejazdu nie została zgłoszona, a oni nie są przygotowani, Kuchciński odpowiadał, że to go nie obchodzi. Co było robić? Jechaliśmy - mówi rozmówca Onetu.

Wygląda więc na to, że marszałek lekceważy wymogi bezpieczeństwa nie tylko latając samolotami, lecz również podróżując autem. 

Czy to lekceważące podchodzenie do lotniczej procedury HEAD przez kancelarię marszałka Sejmu stwarza zagrożenie? Każde odstępstwo od zasad, które miało być zastosowane tylko w szczególnych przypadkach, a staje się normą, w pewnym sensie stwarza zagrożenie - mówi Maciej Lasek i dodaje: "Sądziliśmy, że udało nam się stworzyć takie procedury i zasady, które poprawią warunki bezpieczeństwa lotów, by to, co się działo w lotnictwie wojskowym do 2010 r. już nigdy się nie powtórzyło. Politycy zapomnieli już jednak, do czego doprowadziło nieprzestrzeganie przepisów."