Przyjmowanie uchodźców ma być dobrowolne, ale jest presja, żeby każdy kraj do końca lipca podał, ilu jest gotowy przyjąć - to postanowienia burzliwego szczytu Unii Europejskiej w sprawie uchodźców. Kraje UE ustaliły, że podzielą między siebie do końca lipca 60 tysięcy imigrantów - 40 tys. tych, którzy przebywają we Włoszech i Grecji i 20 tys. tych, którzy są obozach w Libii czy Syrii.

Takie ustalenia dla Polski oznaczają, że już od września mogą trafić do nas pierwsi uchodźcy. Zrobimy wszystko, by proces ten ruszył jak najszybciej - zapewniał premier Luksemburga, który obejmuje od lipca przewodnictwo w UE. Ilu konkretnie Polska przyjmie uchodźców zostanie dopiero ustalone na lipcowym spotkaniu unijnych ministrów spraw wewnętrznych. Podczas głosowania ma obowiązywać jednomyślność, która ma gwarantować, że liczby nie będą narzucone.

Podział teoretycznie nie będzie obowiązkowy, ale kraje muszą podzielić między siebie 60 tys. imigrantów. Czyli efekt jest ten sam.

Deklaracje wszystkich państw bez wyjątku brzmiały dość optymistycznie - zapewniał Donald Tusk. Specjalne warunki wywalczyły sobie Węgry i Rumunia. Polsce się to nie udało.

Najwyraźniej premier Kopacz wyników szczytu nie uznała za sukces, ponieważ o godz. 4 nad ranem wymknęła się tylnymi drzwiami, mimo że wiedziała, że czekają na nią polscy dziennikarze.

(abs)