Najwyższa Izba Kontroli bagatelizuje ujawnioną przez reportera RMF FM Pawła Balinowskiego sprawę rozpisanego przez Izbę przetargu na pięć limuzyn za 650 tysięcy złotych. Przyznał to przewodniczący sejmowej Komisji do Spraw Kontroli Państwowej Mariusz Błaszczak.

Według Mariusza Błaszczaka, prezes Najwyższej Izby Kontroli może zrezygnować z kupowania samochodów na rzecz leasingu. Jak jednak sprawdził reporter RMF FM, to bardzo odległe plany, które na pewno nie dotyczą przetargu na drogie limuzyny. W tym postępowaniu nic się nie zmienia. 

Najwyższa Izba Kontroli w ogóle nie przejęła się uwagami komisji, która de facto nadzoruje ją i rozlicza. Nie sądzę, żeby NIK potrzebował tego rodzaju samochodów - komentuje Błaszczak. Jak dodaje, komisja ma wrócić do sprawy pod koniec roku - przy rozliczaniu budżetu NIK-u. Ale wtedy prezesi izby już dawno będą wozić się nowiutkimi limuzynami.

Jak ujawnił reporter RMF FM Paweł Balinowski, chodzi o pięć limuzyn za 650 tysięcy złotych. Przetarg w tej sprawie został już ogłoszony. Nowe auta mają służyć m.in. wiceprezesom oraz dyrektorowi Izby.

Wymagania NIK-u co do nowych aut są dość wyśrubowane. Minimum to 200-konny, 2-litrowy silnik pod maską. Poza tym w limuzynach ma się między innymi znaleźć co najmniej dwustrefowa klimatyzacja oraz radio z odtwarzaczem CD i 6-calowym ekranem. Pojazdy muszą też być wyprodukowane w 2015 roku i nie mogą pochodzić z ekspozycji.

(es)