"Justyna Kowalczyk trzymała swoje problemy w ścisłej tajemnicy. Dwukrotna mistrzyni olimpijska o tym, że była w ciąży i poroniła nie powiedziała nawet mamie" - pisze "Fakt". "Wzięła wszystko na siebie, by chronić rodziców" - podkreśla.

"Nasza biegaczka narciarska przez trzy lata próbowała żyć tak, jakby w jej głowie nie działo się nic złego. Mimo bezsenności, braku apetytu, niechęci do wstawania z łóżka przed światem starała się udawać tą samą dzielną, zawziętą, dowcipną i wytrzymałą zawodniczkę, jaką znaliśmy ze wcześniejszej części kariery. O tym, jak rzeczywiście wyglądało jej życie nie wiedzieli nawet najbliżsi" - pisze "Fakt". Przytacza też komentarz ojca Kowalczyk wygłoszony po opublikowaniu przez nią na Facebooku wpisu o utracie dzieciątka. "Córka ma własne życie. Jest dorosłą osobą i sama o sobie decyduje. Nie mieszka w Kasinie Wielkiej, rzadko przyjeżdża" - przyznał wtedy Józef Kowalczyk.  

Tabloid pisze, że działacze Polskiego Związku Narciarskiego wiedzieli, iż biegaczka ma jakieś problemy, ale nie znali ich skali. "Oprócz próśb dotyczących sprzętu nie miała żadnych życzeń. O wyjeździe na obóz do Austrii zadecydowała dwa, trzy tygodnie temu. Jeżeli poprosi o jakieś wsparcie, to nie zostawimy jej samej, ale choćby terapeutkę, o której wspomniała, załatwiała sobie sama" - pisze "Fakt".

W piątkowym "Fakcie" także:

- Secret Service tłumaczy się po akcji "Faktu"

- Kurscy podzielili się majątkiem

- Kulisy związku Donatana i Cleo