12,5 roku więzienia za nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym i dożywotnia utrata prawa jazdy - taki wyrok usłyszał Mateusz S., który w Nowy Rok w Kamieniu Pomorskim wjechał w grupę osób, zabijając sześć z nich. W chwili wypadku był pijany i po użyciu narkotyków. Bliscy ofiar wypadku przyjęli wyrok z niedowierzaniem. Płakali, gdy sędzia odczytywał obrażenia ofiar. Mateusz S. przyjął orzeczenie z kamiennym wyrazem twarzy.

O wyjście na wolność mężczyzna będzie mógł ubiegać się najwcześniej za 10 lat.

Umyślnie naruszył przepisy ruchu drogowego, ale jak stwierdził sędzia Artur Karnacewicz, nie można mówić o umyślnym spowodowaniu wypadku. Oskarżony wielokrotnie podkreślał, że nie chciał spowodować wypadku i wjechać w ludzi. Gdyby oskarżony miał zakładać skutki wypadku, mielibyśmy do czynienia z zabójstwem - uzasadniał sędzia.

Na korzyść oskarżonego przemówiła jego postawa podczas procesu i młody wiek. Mateusz S. przez większość procesu odmawiał różaniec. Kilkakrotnie łamiącym się głosem przepraszał rodziny ofiar. Mężczyzna zakład karny będzie mógł opuścić nie wcześniej niż po 10 latach.

Trudno mówić o wymierzeniu kary adekwatnej do śmierci.

Wiele osób mogło się znaleźć na miejscu oskarżonego. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie ile osób wsiadło do samochodu dzień po imprezie, po jakiś urodzinach, nie będąc pewnym swojej sprawności psychomotorycznej. Oskarżony mówił, że nie wiedział, że jest pijany. Trzeba sobie uświadomić, że taka pomyłka w ocenie sytuacji drogowej mogła dotknąć każdego, a efekty mogą być równie opłakane. Jak niewiele dzieli każdego od tego, żeby się znaleźć na miejscu oskarżonego? - mówił sędzia.

Zginęło pięcioro dorosłych i dziecko

W Nowy Rok kierowany przez Mateusza S. samochód wypadł z drogi i wjechał w grupę ludzi. Zginęło pięć dorosłych osób i dziecko. Dwoje kolejnych dzieci trafiło do szpitala. Chłopiec, który w wypadku stracił rodziców, był w stanie ciężkim i wymagał opieki na oddziale intensywnej terapii, stan zdrowia dziewczynki był lepszy. Dzieci opuściły szpital na przełomie stycznia i lutego.

Zdaniem biegłych, w chwili spowodowania wypadku S. był po użyciu środków psychoaktywnych - marihuany i amfetaminy. Mężczyzna był też pijany - według aktu oskarżenia, miał we krwi 2,15 promila alkoholu.

Prokurator chciała 15 lat więzienia

W swojej mowie końcowej prokurator Bożena Krzyżanowska domagała się wymierzenia Mateuszowi S. maksymalnej kary, czyli 15 więzienia, "za czyn polegający na umyślnym spowodowaniu katastrofy drogowej w stanie nietrzeźwości, po użyciu środków odurzających, której następstwa objęły dziewięć osób". Chciała także orzeczenia wobec S. dożywotniego zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych w ruchu lądowym.

Nie zachodzi żaden wyjątkowy wypadek, uzasadniony szczególnymi okolicznościami, który uzasadniałby odstąpienie od orzeczenia wobec oskarżonego kary właśnie w takim wymiarze - podkreślała Krzyżanowska.

Jak mówiła, wniosek o karę jest "dolegliwy, ale sprawiedliwy", i ma być ostrzeżeniem dla kierowców, którzy wyjeżdżają na drogi po spożyciu alkoholu albo po użyciu narkotyków.

Mateusz S.: Wiem, że źle zrobiłem, i bardzo za to przepraszam

Mateusz S. mówił z kolei przed sądem, że bardzo żałuje momentu, w którym wsiadł do samochodu. Wiem, że źle zrobiłem, i bardzo za to przepraszam. Proszę sąd o sprawiedliwy wyrok - dodał.

Jego obrońca Przemysław Kowalewski powiedział dziennikarzom, że sąd przed zamknięciem przewodu pouczył strony o możliwości zmiany kwalifikacji czynu na przestępstwo spowodowania katastrofy w ruchu lądowym z winy nieumyślnej. Moim zdaniem, postępowanie dowodowe nie dostarczyło żadnych dowodów na to, aby oskarżony popełnił ten czyn z zamiarem ewentualnym, czyli z winy umyślnej - podkreślił adwokat.

Kowalewski wnosił, by nie karać Mateusza S. maksymalną karą z uwagi na jego "rzeczywistą skruchę" i fakt, że od początku nie negował swojej winy.