Brytyjscy lekarze pracujący w Iraku otrzymują za swe usługi horrendalne stawki – informują media na Wyspach. Np. chirurg może zarabiać nawet 4 razy więcej od szefa brytyjskiego kontyngentu stacjonującego w Iraku, który dostaje 95 tysięcy funtów rocznie.

Dobry anestezjolog, prócz dziennej stawki sięgającej 1000 funtów, może dodatkowo wystawić ministerstwu rachunki, rekompensujące utratę cywilnej pensji. Do tego dochodzą dodatki za pracę w ciężkich warunkach.

Cały problem w tym, że – jak twierdzą anonimowe źródła w resorcie obrony – w wojsku pracuje coraz mniej lekarzy, którzy odchodzą do cywila, ponieważ otrzymają znacznie lepsze oferty od zwykłych szpitali. Ministerstwo zmuszone jest więc do zatrudniania rezerwistów i to oni dyktują olbrzymie stawki.

Zdaniem obserwatorów takie dysproporcje nie miałyby miejsca, gdyby wojsko zatroszczyło się o własnych lekarzy, proponując im pensje zbliżone do tych w cywilu. To jeszcze jeden przykład krótkowzroczności systemu, których w chwilach kryzysowych wychodzi z założenia, iż koszty nie grają roli, gdy na szwank jest narażona cała reputacja armii.

Koszty grają za to rolę w przypadku polskich lekarzy w Iraku. Nasi lekarze nie zbierają w Iraku kokosów: Otrzymują pensję w kraju, w granicach 2500-3000 zł, i zależnie od stopnia i stanowiska od kilkuset do tysiąca dolarów miesięcznie - mówi Zdzisław Gnatowski, rzecznik sztabu generalnego WP. Dla porównania: brytyjski lekarz zarabia dziennie ok. 6500 zł, Polak około 180 zł. Warunki pracy są dokładnie takie same, czyli bardzo trudne.

09:05