Obława na zamachowca z Bostonu, gazowa rewolucja w rządzie i rocznicowe obchody w Warszawie - to tematy, które szczególnie zwracają uwagę w weekendowych wydaniach dzienników. O czym można w nich jeszcze przeczytać? Odpowiedź na to pytanie w naszym przeglądzie prasy.

Walentynowicz: Okłamywano nas już w Moskwie

"Już w czasie sekcji zgłaszaliśmy swoje wątpliwości. Dokumentacja medyczna, którą teraz otrzymaliśmy z prokuratury, te wątpliwości podtrzymuje. Można by je było szybko rozwiązać, gdyby nie biurokracja w prokuraturze - twierdzi cytowany przez "Gazetę Polską Codziennie" Piotr Walentynowicz, wnuk legendarnej działaczki "Solidarności". Mężczyzna twierdzi, że identyfikacja jego babci w Moskwie przebiegała bez problemów. Prawdziwość jego wypowiedzi potwierdza dr Dymitr Książek - zwolniony ostatnio z pracy lekarz, który był przy identyfikacji ofiar katastrofy. "Jeśli prokurator Seremet mówi, że to rodzina się pomyliła, to kto się pod protokołem podpisał? Dlatego zacząłem udzielać się publicznie, bo byłem oburzony tym kłamstwem i potęgowaniem tej traumy" - tłumaczy. "Już w Moskwie zaczęto okłamywać rodziny. Pytanie tylko, dlaczego" - podsumowuje ostro Walentynowicz.

Największy bohater rocznicowych uroczystości

"Gazeta Wyborcza" poświęca wiele miejsca piątkowym obchodom 70. rocznicy powstania w warszawskim gettcie. "Choć na uroczystość 70. rocznicy wybuchu powstania w getcie przybyli prezydent, premier, przewodniczący Parlamentu Europejskiego i merowie stolic Europy, to prawdziwym i największym bohaterem był Symcha Ratajzer-Rotem "Kazik", jeden z trojga żyjących jeszcze powstańców 1943 r." - pisze dziennik. Podkreśla, że wystąpienie legendarnego łącznika poruszyło zebranych i przyćmiło oficjalne przemówienia. "Ratajzer nie przybył do Polski sam. Towarzyszyła mu łączniczka Żydowskiej Organizacji Bojowej Chawka Folman-Raban, mieszkająca dziś w Izraelu. I ona zebrała burzę oklasków" - zaznacza "GW".

Filmowa historia przypomina ich losy

W weekendowym wydaniu "Fakt" zbiera historie przedsiębiorców, którzy, tak jak bohaterowie "Układu zamkniętego" czują się skrzywdzeni przez aparat państwa. "Właściciel dużego biura podrózy czy małego kantoru. Każdy może być następną ofiarą lokalnego układu. Historie niczym w filmie "Układ zamknięty" to niestety codzienność polskich przedsiębiorców" - pisze gazeta. Oddaje też głos poszkodowanym przedsiębiorcom. "W sądzie ukradli mi 800 tys. zł" - żali się Piotr, właściciel kantoru. "Zabrali mi wszystko, żyje tylko z alimentów" - mówi była właścicielka szwalni, Nina. Do wyobraźni przemawia też opowieść Krzysztofa, byłego właściciela ośrodka wczasowego. "Mojej trzynastoletniej córce przystawili karabin do głowy" - wspomina mężczyzna.