​Co najmniej 3 tysiące osób mogła oszukać firma Milmex - twierdzi prokuratura z Sosnowca. Wszczęła ona śledztwo dotyczące usługi NetMaks, czyli Darmowego Internetu Unijnego, oferowanego przez tę spółkę. Mimo podpisania umów, klienci byli pozbawieni dostępu do sieci.

Śledczy wyjaśniają, czy mogło dojść do oszustwa na wielką skalę. Sosnowiecka prokuratura rejonowa sprawdza tysiące umów w tej sprawie. Choć internet był darmowy, klienci podpisywali jednak umowy kredytowe na finansowanie usługi. Raty miał spłacać dostawca. W wielu przypadkach się z tego nie wywiązał.

Prokuratura twierdzi też, że Milmex mógł się dopuścić przywłaszczenia mienia znacznej wartości - chodzi o leasingowany sprzęt telekomunikacyjny.

Kłopoty z dostępem do internetu - jak zapewniała firma - miały się zakończyć najpóźniej do końca lutego. Informujecie nas jednak, że internetu wciąż nie ma.

Darmowy internet za 2,5 tys. złotych

Pierwszy sygnał w tej sprawie dostaliśmy na Gorącą Linię RMF FM pod koniec stycznia. Oto jeden z maili, który otrzymaliśmy (pisownia oryginalna):

Firma Milmex "Netmaks" - dostawca internetowy promujący akcję "Internet Unijny za darmo" - od 2 miesięcy wstrzymał dostęp do internetu kilku tysiącom użytkowników na terenie Polski bez podania przyczyny. Wcześniej firma pobrała dotację unijną w wysokości 80 mln zł oraz "kaucję" od każdego użytkownika w wysokości 1500 - 2500zł, jako kaucję na czas trwania darmowego internetu (2 lata). Umowa z firmą "Netmaks" jest skonstruowana tak, by w razie zerwania umowy z firmą kaucja była wypłacona w dużo mniejszym wymiarze lub wcale. Firma od 2 miesięcy nabrała wody w usta, pozamykała punkty sprzedaży w wybranych województwach, poskładała nadajniki i zniknęła z "kasą".

Wyjaśnień zażądali urzędnicy podległej ministerstwu Władzy Wdrażającej Programy Europejskie, Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, która przekazała firmie 22 miliony złotych na inny projekt - stworzenie infrastruktury do szerokopasmowego przesyłu różnego rodzaju danych - oraz Urzędu Komunikacji Elektronicznej.

Klienci, którzy podpisali umowę na usługę Darmowy Internet Unijny, zaalarmowali UKE. Okazało się, że wbrew nazwie, musieli wpłacić kaucję, obecnie sięgającą prawie 2,5 tysiąca złotych. Mogli także podpisać umowy kredytowe na te kwotę. Raty miał spłacać operator. Okazało się jednak, że banki zwróciły się o spłatę do abonentów. Klienci od dwóch miesięcy nie mieli dostępu do sieci.