Andrzej Andrzejewski generał brygady, który zginął w katastrofie samolotu CASA, przeżył kilka lat temu poważny wypadek lotniczy. Latania jednak nie porzucił, to był jego zawód.

W sierpniu 2003 roku w trakcie ćwiczeń na poligonie w Wicku Morskim w kierunku pilotowanego przez niego SU-22 M4, przez pomyłkę wystrzelono przeciwlotniczą rakietę. Pocisk eksplodował kilka metrów od jego maszyny. Andrzejewski szczęśliwie zdołał katapultować się i ze spadochronem spadł do Bałtyku. Natychmiast wszczęto poszukiwania pilota. Oficera znaleziono 6 mil na północny zachód od Ustki i przetransportowano do szpitala polowego w Wicku Morskim.

Wielu jego kolegów uważało, że po tym traumatycznym przeżyciu pilot nie siądzie już za sterami bojowej maszyny. Po kilku miesiącach od wypadku Andrzejewski wrócił jednak do macierzystej jednostki i do latania. Przez długi czas nie chciał on rozmawiać o wypadku. Po latach miał powiedzieć: Cudem ocalałem. Dostałem drugie życie. Dlatego cieszę się z każdego dnia.

Generałem Andrzejewski został mianowany 11 listopada 2006 r, objął wtedy dowództwo nad 1. Brygadą Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie.

W maju obchodziłby 47. urodziny. Generał zostawił żonę i dwie dorosłe córki.