Lekarze obradujący od wczoraj w Warszawie chcą podwyżek. Domagają się zapewnienia minimalnej pensji w wysokości 5 tys. zł oraz dodatkowych 20 mld zł na ochronę zdrowia. Minister zdrowia Zbigniew Religa zapowiedział, że postulaty są nierealne.

Czy lekarze, zachęceni sukcesem Porozumienia Zielonogórskiego, zdecydują się na radykalne kroki? Niewykluczone, choć nikt z Rady nie chce się do tego przyznać. Trudno jednak nie zauważyć, że pisanie apeli, listów oraz projektów ustaw preferowane przez Naczelną Radę Lekarska straciło na znaczeniu w przeciwieństwie do rozwiązań siłowych.

Przychodzą górnicy przed sejm, rzucają parę petard i raptem okazuje się, że realne są ich żądania, które były nierealne jeden dzień wcześniej. Czy my mamy to samo robić? Ja nie wiem, co się wydarzy, nastroje są bardzo złe - mówi Konstanty Radziwiłł.

Słowo strajk, wypowiadane na razie po cichu, zawisło nad trzydniowym zjazdem lekarzy. Jeden z nich twierdzi nawet, że sugerowanie, że strajk jest czymś w ochronie zdrowia i w wykonaniu lekarzy rzeczą nie do przyjęcia, jest nie do przyjęcia właśnie.

Jeśli postulaty nie zostaną spełnione (jak mówią zgodnie Konstanty Radziwiłł i Romuald Krajewski), lekarze po prostu wyjadą. Już w tej chwili Polskę opuściło 12 proc. anestezjologów.