Może rzeczywiście „Baranina” miał szefa, a nie był szefem i ten szef mógł popełnić jego samobójstwo - zastanawia się w RMF Paweł Moczydłowski, socjolog i były szef więziennictwa. Moczydłowski nie wierzy, że Barański sam targnął się na życie.

Mimo zagrożenia dożywociem, w liberalnej Austrii "Baranina" mógł liczyć na warunkowe zwolnienie za kilkanaście lat – tłumaczy swoją niewiarę w samobójstwo „Baraniny” Moczydłowski. Przeciwko tezie o targnięciu się na życie przemawia także logika. Tchórz przed wyrokiem, jak jeszcze nie wie, co dostał, popełnienia samobójstwo? To jest raczej nieporozumienie.

Czasem samobójstwo oskarżonego wywołane jest słabą odpornością psychiczną na warunki panujące w więzieniu, ale to raczej możemy wykluczyć w przypadku "Baraniny". On człowiek wzięty ze świata przestępczego, który kiwał służby specjalne Niemiec, Polski, Austrii. Kiwał przestępców zawodowych z Europy – bo ich sprzedawał - i z Ameryki Południowej. Człowiek, który ma mnóstwo wiedzy i kupę rzeczy do sprzedania i ma jeszcze czym handlować - wylicza Moczydłowski.

Niewykluczone więc, że to właśnie o ową obszerną wiedzę „Baraniny” chodzi. Skoro on sam powiadał – co wydawało się wykrętem – że jeszcze powie, kto mu zlecił i mamy tu do czynienia z samobójstwem, to może rzeczywiście „Baranina” miał szefa, a nie był szefem i ten szef mógł popełnić jego samobójstwo - zastanawia się Moczydłowski.

A dodajmy, że na śmieci Jeremiasza Barańskiego zależało wielu osobom...

W samobójstwo „Baraniny” nie wierzy także matka byłego ministra sportu Jacka Dębskiego, na którego wyrok śmierci miał wydać właśnie Barański. Rozmawiał z nią reporter RMF Marcin Wąsiewicz:

Foto: Archiwum RMF

21:05