Od 3 lat przy stacji metra Plac Wilsona marnuje się podziemny parking na kilkaset miejsc. Warszawscy urzędnicy nie potrafili się porozumieć z wykonawcą, który nie zrobił do niego wjazdów.

Urzędnicza niemoc trwa już 3 lata. A zaczęło się od tego, że już w trakcie budowy stacji Plac Wilsona ekipa Lecha Kaczyńskiego wpadła na pomysł wybudowania podziemnego parkingu. Sama koncepcja była genialna, tylko zabrakło pomysłu, jak wybrnąć z negocjacji o cenę za jego wybudowanie z wykonawcą stacji. Kilkumiesięczne rozmowy skończyły się na tym, że miasto skłonne było zapłacić 11 milionów złotych, a firma chciała 14. Nie doszło do porozumienia i teraz trzeba czekać aż skończy się czas rękojmi wykonawcy, by wejść z nową inwestycją. To będzie bardzo trudne, bo trzeba będzie zrobić kilkanaście analiz i rozstrzygnąć przetarg. W najbardziej optymistycznym wariancie z parkingu można by skorzystać przed końcem roku. Znając polskie realia - może w przyszłym. Tymczasem "wnętrza" są prawie gotowe, brakuje tylko wykończenia i wjazdów, pod ziemią zmieściłoby się co najmniej 400 samochodów.

Urzędnicza niemoc trwa, a tymczasem codziennie setki samochodów blokują wszystkie uliczki wokół stacji. Wiadomo, do centrum łatwiej dojechać metrem. Rozmawiałem z mieszkańcami zatłoczonych uliczek, pracownikiem i rzecznikiem metra.

Na otwarcie parkingu-widma trzeba będzie poczekać jeszcze wiele miesięcy.