Co roku przybywa złodziei prądu. Na Górnym Śląsku energetycy oceniają straty na 50 milionów złotych rocznie. Techniki kradzieży bywają różne: od najprostszych do bardziej skomplikowanych.

Jak mówi nasz reporter, lokatorzy bloków przebijają np. ściany, by dostać się do kabli. Są przypadki, gdy w całym bloku działa tylko jeden licznik. Jego właściciel płaci rachunki, na które składają się wszyscy lokatorzy, bo sami mają nielegalne połączenia.

Byli też i tacy, którzy taką instalację bardzo dokładnie maskują: Nie można było tych kabelków znaleźć. Wystawały one tylko z sufitu w postaci takich dwóch haczyków, na których regularnie wisiała doniczka - mówią energetycy. Instalację odkryto dopiero podczas którejś z kolei kontroli.

Czasami dochodzi też do tragedii. W tym roku w Bytomiu zginęło 7-miesięczne dziecko, bo jego rodzice kradli prąd. Kabel leżał na podłodze, dziecko, bawiąc się, dotknęło tego kabla. Zostało porażone i zginęło. Po tej tragedii kontrolerzy wrócili do tego mieszkania i znowu znaleźli nielegalną instalację. Kradną jednak nie tylko zwykli ludzie. Jedna z firm za nielegalny pobór prądu musi zapłacić rekordową karę 12 mln złotych.