Od wczoraj można starać się o dostęp do swoich akt sporządzonych przez specsłużby PRL. Najpierw należy wypełnić odpowiedni formularz i złożyć go w jednym z 10 oddziałów IPN lub w polskich konsulatach. IPN zacznie udostępniać akta od czerwca lub lipca.

Po teczki marsz!

Kto pierwszy, za sześć miesięcy, zobaczy teczki jakie zbierały na niego spec służby PRL? Na pewno ważna będzie kolejność wpływu wniosku, ale także wiek i stan zdrowia osób zainteresowanych. Swoje teczki - w pierwszej kolejności - dostaną najstarsi. Od wczoraj można składać wnioski o przyznanie tych dokumentów. Wystarczy wypełnić specjalny formularz i złożyć go w jednym z 10 oddziałów Instytutu w kraju (Warszawa, Białystok, Gdańsk, Katowice, Kraków, Lublin, Łódź, Poznań, Rzeszów i Wrocław) lub w naszych konsulatach za granicą. Formularze są wspólne zarówno dla osób pokrzywdzonych (czyli inwigilowanych w PRL, a mających teraz prawo dostępu do swej "teczki"), jak i dla byłych funkcjonariuszy specsłużb PRL (ci będą mogli uzyskiwać tylko świadectwa i opinie swej służby). Osoba, która była agentem, nie ma prawa dostępu do żadnych akt. IPN uruchomił też bezpłatną, ogólnopolską linię telefoniczną, gdzie pod numerem 0-800-655550 można otrzymać informację w sprawie wydawania i przyjmowania wniosków. Instytut zacznie udostępniać pierwsze dokumenty - w lipcu. Jako jedni z pierwszych - między innymi ze względu na wiek - swoje teczki dostaną: minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski i Jan Nowak - Jeziorański. W Warszawie, przed siedzibą Instytutu był wóz reporterski sieci RMF FM i Konrad Piasecki, który opowie jak wyglądały pierwsze minuty minuty wielkiej akcji:

W innych przypadkach, oczekiwanie na teczkę od momentu złożenia formularza może sięgnąć nawet kilku lat przyznaje szef IPN, profesor Leon Kieres. On sam - w programie Krakowskie Przedmieście 27 przyznał, że nie zamierza zaglądać do własnej teczki: „Na razie nie zaglądałem i nie zamierzam w najbliższym czasie zaglądać. Dlatego, że nie jestem tym zainteresowany i to jest moja postawa.” – powiedział Kieres. Podobnego zdania jest drugi gość naszej politycznej kawiarni poseł Unii Wolności, kiedyś działacz opozycji, Zbigniew Janas: „Ja nie zajrzę do swojej teczki, mówimy to publicznie. To jest moja deklaracja. Dlatego, że kiedy zaczynałem 1978 roku działalność opozycyjną, jakby miałem pełną świadomość – byłem robotnikiem ale nie byłem naiwny - że będą tacy, których bezpieka złamie. Sam nie byłem pewny na ile ja jestem mocny. Cala moja działalność opierała się na zaufaniu do ludzi.” – powiedział Janas. Poseł UW zamierza jednak skorzystać z możliwości jaką daje obowiązujące od dziś prawo. Chce, bowiem, odzyskać materiały, które służba bezpieczeństwa zabrała mu podczas kolejnych rewizji.

Jedni za, inni przeciw

Prezes Instytutu tłumaczył też dziś filozofię działania IPN-u w kwestii ujawniania akt: „Docieranie do prawdy, odkrywanie jej i udostępnianie” – powiedział profesor Leon Kieres. Minister Janusz Pałubicki koordynator obecnych spec-służb - doprecyzował jeszcze te ogólne zasady: „Ci, którzy chcą wiedzieć mają prawo wiedzieć jaką krzywdę wyrządzało im państwo i w jaki sposób.” – uważa Pałubicki. Minister zapowiedział jednak, że on sam nie będzie się starał o szybki dostęp do swych akt. A czy w tej kolejce po teczki ustawią się ci, którzy stając na czele protestów w sierpniu osiemdziesiątego roku rozpoczęli wojnę z totalitarnym państwem? Jak dziś traktują akcję odtajniania archiwów komunistycznych służb specjalnych, które przez lata inwigilowały ich i za wszelką cenę próbowały nakłonić do współpracy? Czy otwarcie tych teczek jest, zdaniem liderów dawnej opozycji, puszką Pandory czy zbiorem bezcennych dokumentów, które pozwolą wyjaśnić i zrozumieć najnowszą historię Polski? Czy te akta mogą jeszcze bardziej zantagonizować i tak już skłóconych polityków obozu Solidarności?

Lech Wałęsa jest "za, a nawet przeciw" i mówi, że zaglądnie do swojej teczki przede wszystkim ze zwykłej ciekawości: „Zobaczę jeszcze co tam przygotowano na mnie, czym chciano mnie zwalczyć. Dokumenty na mnie, jako na jedynego właściwie, był od początku do końca robionne i ja byłem wrabiany. Więc te dokumenty interesują mnie jak daleko ktoś próbował mi nieprzyjemności i mnie pokonać.” – powiedział Wałęsa. Odtajnienie agentów spowoduje, że politycy przestaną się nawzajem szantażować - uważa z kolei oponent byłego prezydenta i główny architekt porozumień sierpniowych Andrzej Gwiazda. Przyznaje, że czekał na ten dzień od dawna: „Mam nadzieję, że doznam wielkiej ulgi jeżeli się okaże, że są tam wymienieni ludzie, których nie podejrzewałem oraz tych co podejrzewałem – podejrzenia zamienią się w pewność. To jest niesłychany komfort dlatego, że ja o wielu ludziach, których kiedyś uważałem za przyjaciół, w tej chwili jestem przekonany, że byli współpracownikami „bezpieki” i ja nie mogę tego powiedzieć” – uważa Gwiazda. Najbardziej sceptyczny w tej sprawie jest Marian Jurczyk, legendarny przywódca strajku w stoczni szczecińskiej, którego Rzecznik Interesu Publicznego podejrzewa o kłamstwo lustracyjne: „Wprowadzi to pewne nieporozumienie bo jeżeli człowiek przeczyta, że sąsiad – bliższy czy dalszy - coś tam donosił, te jednak te stosunki międzyludzkie będą już, niestety, się pogarszały” – uważa Jurczyk.

Czy rzeczywiście to o czym mówi Marian Jurczyk jest niebezpieczeństwem jakie niesie za sobą odtajnienie akt? Przekonamy się o tym najwcześniej w lecie kiedy zostaną udostępnione pierwsze teczki. Dziś możemy przekonać jakie skutki wywołała podobna akcja u naszych zachodnich sąsiadów.

Ujawnianie po niemiecku

W Niemczech ujawnienie teczek służb bezpieczeństwa Stasi nie doprowadziło do skandalu politycznego z prostego względu. Nazwiska osób, które donosiły na swoje ofiary zostały wykreślone. Zatem każdy, kto chce przeczytać akta może dowiedzieć się jedynie w jakim stopniu był śledzony. Oczywiście wykreślenie nazwisk nie okazało się rewelacyjnym sposobem by chronić dawnych szpiegów przed odtajnieniem ich danych. Jak wiadomo Niemcy z NRD znani byli z donoszenia służbom specjalnym z donoszenia nawet tego co działo się w rodzinie: ojciec informował Stasi o poczynaniach syna, syn co robi matka a matka co robi jej matka. Po upadku muru wiele rodzin przeżyło szok co doprowadziło do wielu rozwodów gdyż ktoś kto przeczytał akta personalne mógł łatwo zorientować się, że informatorem była najbliższa osoba. Więcej w relacji berlińskiego korespondenta sieci RMF FM, Tomasza Lejmana:

foto Marcin Wójcicki RMF FM

06:50