Wszystkie pięć zamachów, do jakich doszło dziś w stolicy Iraku, były atakami samobójczymi - twierdzi dowództwo amerykańskiej armii w Bagdadzie. Według ostatnich doniesień zginęły co najmniej 34 osoby, a ponad 220 jest rannych.

W największym szoku są przedstawiciele Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Nie rozumieją dlaczego oni stali się celem ataku. Wybuch przed siedzibą tej organizacji w Bagdadzie zabił 10 osób. Rzeczniczka Czerwonego Krzyża w Genewie, Antonella Notari, stwierdziła, że na razie nie zapadła żadna decyzja o wycofaniu choćby części personelu z Iraku:

Jest jeszcze za wcześnie by podjąć jakiekolwiek decyzje. Będziemy musieli zastanowić się co ten atak może dla nas oznaczać. Chcemy zostać w Iraku. Wiemy, że jesteśmy tam potrzebni. Działamy w tym kraju od 1980 roku. Nie wyjechaliśmy nawet gdy sytuacja była podbramkowa. Ludzie w Iraku nas potrzebują i to sprawia, że ciężko nam podjąć już teraz decyzję co dalej.

Zamachowcy samobójcy uderzyli także na bagdadzkie posterunki policji. Do tragicznej fali zamachów doszło w pierwszym dniu Ramadanu - muzułmańskiego świętego miesiąca i zaledwie dzień po ataku na hotel Al Rashid, w którym przebywał zastępca amerykańskiego sekretarza stanu, jastrząb w administracji Busha, Paul Wolfowitz. Brytyjski minister spraw zagranicznych nie ma wątpliwości: Zamachowcy nie kierują się żadnymi ideałami. To najgorsze niedobitki reżimu Saddama Husajna.

Te niedobitki powodują jednak coraz więcej ofiar i to nie tylko wśród żołnierzy okupacyjnych. W dzisiejszych zamachach zginęło bardzo wielu Irakijczyków.

18:35