W sklepach ukazała się 62. z kolei edycja Księgi Rekordów Guinnessa. Znalazło się w niej ponad 4 tysiące zarejestrowanych wyczynów i faktów, potwierdzonych przez redakcję tego osobliwego wydawnictwa. 80 proc. z nich to nowe rekordy.

W sklepach ukazała się 62. z kolei edycja Księgi Rekordów Guinnessa. Znalazło się w niej ponad 4 tysiące zarejestrowanych wyczynów i faktów, potwierdzonych przez redakcję tego osobliwego wydawnictwa. 80 proc. z nich to nowe rekordy.
Gotowanie największego 'pisto manchego' w Villanueva de los Infantes w Hiszpanii. To odpowiednik francuskiego ratatouille. Ważyło 1,254 kg /ELISA LADERAS /PAP/EPA

Część nowych rekordów wymagała ludzkich umiejętności, a część stworzyła natura. Do tej drugiej kategorii należy zaliczyć najdłuższego kota (115 cm) i skaczącą wzwyż lamę.

Zupełnie inaczej prezentują się wyczyny z udziałem ludzi. Te można podzielić na imponujące, ale bezpieczne oraz te, które budzą grozę - ustawienie 121 gałek lodów na jednym waflu nikomu nie zrobi krzywdy, natomiast stanie w płonącym ubraniu przez 5 min 41 sekund może okazać się potencjalnie śmiertelne. Dokonał tego austriacki kaskader Josef Todtling. W dodatku płonąc został ciągnięty końmi przez pół kilometra po malowniczej, austriackiej łące.

W tegorocznej księdze znalazły się dwa jego rekordy. Z pewnością równie niebezpieczne było osiągnięcie szybkości prawie 100 km/h na jednokołowym motocyklu.

Nie wiadomo też, jak na dłuższą metę skończy się wykręcanie sobie stóp o 157 stopni. Taką nienaturalną umiejętnością może pochwalić się młody Brytyjczyk mieszkający w Londynie.

Tegoroczne wydanie Księgi Rekordów Guinnessa kosztuje w brytyjskich księgarniach 20 funtów.

(j.)