"Zdolność uwodzenia jest w polityce niezastąpiona. Mnie Tusk uwodzić nie musiał. I tak jestem dla niego pełen uznania" - mówi o wczorajszym śniadaniu z premierem gość Przesłuchania w RMF FM Leszek Miller. "Na pewno nie ja będę szefem SLD. Anioł przekonał mnie do kandydowania na szefa klubu, ale gdy przyjdzie ponownie i będzie namawiał do kandydowania, tym razem powiem mu: nie. Szefem partii zostanie ktoś z klubu Lewicy" - zapowiada Miller.

Agnieszka Burzyńska: W studiu Leszek Miller, nowy szef klubu SLD i całkiem nowa twarz Sojuszu, dzień dobry.

Leszek Miller: Dzień dobry. Czy musi pani zaczynać od porannego sarkazmu?

To taka drobna złośliwość, wiem, że uwielbia pan złośliwości. Uwiódł pana Donald Tusk podczas tego słynnego śniadania, jakie zjedliście wczoraj?

Nie musiał, bo moje uznanie dla premiera Tuska jest autentyczne. Po raz pierwszy bowiem mamy polityka, który razem ze swoją partią wygrał drugie pod rząd wybory parlamentarne. To się nigdy nie zdarzyło - nie tylko w III RP, ale także w Polsce międzywojennej. Moje uznanie.

A czego chciał od pana?

Niczego. To była typowa, kurtuazyjna okoliczność.

Donald Tusk nie traci czasu na kurtuazję, to wiemy. Więc tak na poważnie...

Ja uważam, że to bardzo miła praktyka, jeżeli szef zwycięskiej partii spotyka się z szefem opozycyjnego klubu parlamentarnego. To jest przejaw zdrowej demokracji.

To mały cytat: "Potrafi każdego okręcić wokół palca, wystarczy nawet krótka rozmowa. Patrzy głęboko w oczy, wiesz, że jesteś najważniejszy, łapiesz się na tym, że ufasz temu facetowi". Tak pan się czuł, jak w opisie książki "Daleko od miłości"?

Ja nie mam zbyt wielu kontaktów z premierem Tuskiem z oczywistych powodów. Być może to napisał jakiś jego współpracownik. Ale jeżeli tak jest, to jest to bardzo pożądana cecha każdego polityka, bo dzisiejsza praktyka polityczna polega na uwodzeniu. Chodzi o to, żeby wyborca lub wyborczyni otworzyli szeroko ramiona i zamknęli oczy.

A pana próbował uwodzić?

Nie (śmiech).

Nie stosował tej praktyki?

Nie ma potrzeby.

Ostatnio pan mówił, że Tusk sam sobie założył koronę na głowę. Próbował mu pan uświadomić, że koronacja nie jest najlepszym pomysłem?

Nie, ja uważam, że słusznie zrobił. Szef rządu, który po raz drugi wygrał wybory i ma taką mocną pozycję, powinien przygotować się na trudne czasy, ukoronować się sam i dać wyraz swojej mocnej pozycji. To się przydaje w ciągu kadencji.

I powinien przyciąć ten cały partyjny żywopłot?

Nie wiem, jak premier na to patrzy. Ale fakt, że postępuje podobnie jak ja w 2001 roku.

Józef Oleksy, który po pańskim wyborze w proteście zamierza rzucić legitymację partyjną, mówi, że chodzi panu tylko o władzę i będzie pan parł do koalicji z PO na jakichkolwiek warunkach. Będzie pan?

Jak ktoś chce poznać poglądy Józefa Oleksego o mnie, o innych kolegach i o całym SLD, to wystarczy, że sięgnie do tzw. taśm pana Gudzowatego.

Podobno wszyscy już sobie wybaczyliście te taśmy.

Ale widzę, że Józef Oleksy jest przywiązany do niektórych sformułowań, które tam powiedział.

Czyli małżeństwo koalicyjne - zdecydowanie nie? Żadnych rozmów?

Nie ma żadnych rozmów o koalicji, bo ta koalicja jest...

Zawsze można zmienić.

Ta koalicja to jest PO plus PSL i to jest większość, wprawdzie niezbyt znaczna, ale jest.

A jakiś romans, flirt z PO? Kiedyś mówił pan o konieczności wprowadzenia podatku liniowego. To już nieaktualne?

Mówiłem to wtedy, kiedy sytuacja gospodarcza była znakomita. I to był ostatni czas, żeby ewentualnie to zrobić. Ale teraz nie ma ku temu warunków.

A będzie pan przekonywał Józefa Oleksego, żeby jednak został, nie boczył się?

Oczywiście, Józef Oleksy to wielka postać i byłaby to wielka strata, ale jeżeli ktoś odchodzi czy zamierza odejść, to niech odchodzi teraz.

Boi się pan Palikota?

Nie, w żadnym razie.

Palikot rozmontowuje panu klub. Wczorajsze spotkanie z Tuskiem czytam też trochę jako taką próbę wspólnej mobilizacji w obronie przed rosnącym Palikotem. Tak nie jest?

Palikot niczego nie rozmontowuje, bo nikt z mojego klubu do pana Palikota nie odszedł.

Jedna osoba odeszła.

Ale to nie był członek klubu.

Ale był w SLD. Startował z list SLD.

Startował z list SLD i oszukał tych, którzy na niego głosowali. Oni głosowali nie tylko na niego, ale także na innych kandydatów z listy SLD, którzy zapracowali na wynik tego człowieka.

Cała grupa polityków związana z Aleksandrem Kwaśniewskim doradza panu szukanie kontaktów z Palikotem i wspólne myślenie. Nie skorzysta pan? Sam pan niedawno mówił, że z punktu widzenia SLD to Tusk jest groźniejszy niż Palikot.

Ale moi rozmówcy, łącznie z Aleksandrem Kwaśniewskim, raczej przestrzegają mnie przed kontaktami z panem Palikotem, więc nie wiem, skąd ta teza.

Pan Aleksander Kwaśniewski, zdaje się, spotykał z Panem Palikotem?

Zdaje się, że się nie spotykał.

Nie spotykał się?

Zdaje się, że nie. I to jest taka typowa polityczna - jak to się mówi - zagrywka Pana Palikota, który mówi często o faktach, które mają dopiero mieć miejsce, a potem się okazuje, że nie miały miejsca.

A rozmawiał pan z Aleksandrem Kwaśniewskim?

Wczoraj.

I co? Mówił, że się nie spotkał?

Mówił, że być może. Ale, że...

I że jest po stronie Leszka Millera?

Oczywiście, że jest po mojej stronie. Tak jak ja jestem po jego stronie.

A jak pan został szefem klubu? Jak to było z tym aniołem, który się panu przyśnił?

Zostałem wybrany w demokratycznym głosowaniu. Głosowanie było tajne i każdy wybierał, jak uważał.

A czy ten anioł miał na imię Grzegorz, a na nazwisko Napieralski i oznajmił: "Leszek startuj! Masz większość! Przekonałem ludzi!".

O ile się orientuję, to anioł jest zwykle bezimienny i bezpłciowy.

A jeżeli Grzegorz Napieralski powie: "Chciałbym zostać wicemarszałkiem Sejmu"?

Na razie jesteśmy na etapie badania, czy takie stanowisko jest w ogóle w zasięgu naszych możliwości.

A gdyby było?

To się ustosunkujemy jak będzie wiadomo, że jest. Na razie nie wiem, czy jest.

A Grzegorz Napieralski miałby szanse?

Każdy z 26 posłanek i posłów ma na to szanse.

A kto będzie szefem partii?

Tego nie wiem. Mogę pani powiedzieć jedno, że na pewno nie ja.

Jak to nie? Leszek Miller nie powie: "Nie chcę, ale muszę"? A jak się przyśni jakiś anioł znowu, który powie: "Leszku, musisz!"

Jak się przyśni anioł, a właściwie jak mnie anioł nawiedzi, to powiem: "Tym razem aniele się mylisz". Uważam, że grupa liderów w SLD musi być powiększana, a nie zmniejszana. Czyli trzeba wybrać po prostu w demokratycznym głosowaniu, powszechnym najlepiej.

Ale nie ma chętnych.

Znajdą się chętni, proszę się nie obawiać.

Olejniczak nie chce, Kalisz nie chce, Piekarska nie chce. Nikt nie chce.

Oprócz tych nazwisk są jeszcze dziesiątki innych.

Joanna Senyszyn - pojawiło się takie nazwisko. To jest kosmiczny pomysł?

Nie, dlaczego? Chodzi o to, by SLD uspołecznić, a uspołecznienie oznacza możliwość uczestniczenia w decyzjach jak największej liczby osób. I dlatego jestem za tzw. prawyborami, czyli wyłonieniem szefa w głosowaniu powszechnym.

Dobrze. Ale jeżeli nie znajdzie się taka osoba?

Zapewniam panią, że się znajdzie. I będę bardzo rad, jeżeli pojawi się grupa kilku, może nawet kilkunastu ludzi, które będą ze sobą rywalizować. Bo bez konkurencji może śpi się spokojnie, ale na pewno żyje się gorzej. Także politycznie żyje się gorzej.

Ale czy za chwilę nie będzie tak, że SLD zawyje: "Nie ma wyjścia, nie ma chętnych, więc Grzegorz Napieralski musi właściwie zostać".

Proszę pani, my nie mamy zamiaru dalej zajmować się sobą, bo partie buduje się nie dla nas samych. I nas będą interesowały przede wszystkim sprawy programowe, to, co możemy uczynić dla Polski i Polaków. Pamiętając, że z jednej strony musimy być partią propaństwową, a z drugiej partią, która zwraca uwagę na problemy równości, sprawiedliwości i sprawy społeczne.

Czyli Napieralski wykluczony?

Proszę pani, nikt nie jest wykluczony. Bo mamy 26 członków klubu.

Potęga!

Ja nie mogę powiedzieć: "Ten pan jest wykluczony, a ta pani nie jest wykluczona albo odwrotnie".

Ale to musi być ktoś z klubu.

Oczywiście. Jak będziemy wiedzieli, że będzie piąty wicemarszałek, to spotkamy się i podejmiemy decyzję.