Polska polityka jest zablokowana, "zaBolkowana" - twierdzi dr hab. Sławomir Cenckiewicz. Historyk w rozmowie z Bogdanem Zalewskim opisuje zmowę milczenia wokół Lecha Wałęsy. Przyczynkiem do rozmowy jest opublikowana ostatnio książka badacza najnowszych polskich dziejów p.t. "Wałęsa. Człowiek z teczki."

Bogdan Zalewski: A może to jest ludzkie, arcyludzkie? Może sprawy teczkowe i łóżkowe nie decydują o roli Lecha Wałęsy? Z kim miał sypiać i na kogo sypać.

Sławomir Cenkiewicz: No, może tak. Ale gdyby było inaczej, to proszę podać argumenty. Po prostu Wałęsa jest konserwatorem postkomunizmu w Polsce. To jest fakt. Teraz warto się zastanowić, dlaczego tak jest, dlaczego on stał się tym, który budował "lewą nogę". Dlaczego on stał się tą osobą, zyskując mandat społeczny zupełnie wyjątkowy w 1990 roku. Przecież to był mandat społeczny w oparciu o program antykomunistyczny, tak? Ta siekierka, z którą ganiał po Polsce, żeby załatwić wszystkie czerwone pająki! Pamiętamy to dość dobrze, przynajmniej Ci, którzy wtedy byli w miarę dorośli.

Pamiętam. Pan mówi o wzmacnianiu lewej nogi, ale w pana książce jest jeszcze inny motyw - nazwijmy go "prawonożnym". Przytacza pan rozmowę prezydenta Wałęsy z Antonim Macierewiczem. To już jest po obaleniu rządu Olszewskiego, po słynnej "nocy teczek" i mimo sprawy "Bolka". Wałęsa prosił Macierewicza o wsparcie. Dlaczego nie doszło wówczas do tego taktycznego pojednania wymierzonego w lewicę?

To jest bardzo ciekawy wątek - w ogóle życiorysu Wałęsy, nie tylko mojej książki. Mogę tu powiedzieć, że tych rozmów było kilka - pięć, może sześć tego typu. To znaczy, po obaleniu rządu Olszewskiego Wałęsa od czasu do czasu wydzwaniał wieczorami, czy po nocach do Antoniego Macierewicza i prosił go o sojusz taktyczny przeciwko "czerwonym". Myślę, że to miał być sojusz taktyczny. Wałęsa obawiał się opozycji - po 199 roku częściowo już pozaparlamentarnej. Obawiał się przede wszystkim o swoją przyszłość. Uznał, że wspieranie lewej nogi po wyborach parlamentarnych wygranych przez komunistów jemu po prostu bezpośrednio zagrozi i próbował zawrzeć pewien sojusz taktyczny. Nawet mu się to do pewnego stopnia udało. Przecież w 1993 roku jednym z liderów jego kampanii wyborczej jest Romuald Szeremietiew, który był kierownikiem Ministerstwa Obrony Narodowej w rządzie Jana Olszewskiego. Tam jest w tej rozmowie z Macierewiczem jeden ważny element, można powiedzieć warunek postawiony przez Macierewicza. "Musisz Lechu po prostu  powiedzieć, jak było. Musisz zmienić cały kierunek swojej polityki i nie traktować tej sprawy, która mi proponujesz, tylko i wyłącznie w kategoriach jakieś osobistej walki o reelekcje, o prezydenturę w nowym rozdaniu po 1995 roku". Wałęsa nigdy tego nie zrobił. Wiemy, że to było jego zagranie taktyczne, które miało znów uczynić z niego jedynego kandydata całego ruchu solidarnościowego, antykomunistycznego, kandydata, który ma zatrzymać marsz Kwaśniewskiego i komunistów do władzy.

A propos tych "zatrzymywań". Nawiązuje Pan w książce do określenia socjologa profesora Andrzeja Zybertowicza. Pisze pan o "bolkowaniu" naszej politycznej rzeczywistości. Jaka wiedza miałaby być zablokowana, "zabolkowana"?

Można powiedzieć, że istnieje ta "bolkowatość" czy "blokowatość" wiedzy o Wałęsie. Ona istnieje na najwyższym poziomie, na poziomie edukacji szkolnej. Te wszystkie wyprawki agitatorskie, które są dzisiaj rozsyłane przez Narodowe Centrum Kultury i ministerstwo edukacji narodowej do szkół. Gotowe scenariusze lekcji, które nie roztrząsają trudnych wątków w życiorysie Wałęsy - to wszystko jest tego potwierdzeniem. "Bolkowatość", o której pisał pan profesor Zybertowicz stała się pewnym elementem systemu państwowego na poziomie edukacji i na poziomie "strugania wariata czy idioty", jak mawia Korwin Mikke "rżnięcia głupa" przez szereg osób na świecznikach. Często spotykam się z taką sytuacją, że posłowie Platformy Obywatelskiej w randze ministra gratulują mi odwagi w pisaniu, miedzy innymi pisaniu prawdy o Wałęsie, a publicznie mówią coś innego. To jest właśnie ten system "bolkowatości". To znaczy, że ludzie uważają coś prywatnie, a publicznie muszą temu zaprzeczyć, bo to jest pewien element politycznej poprawności.

Cytat

Można powiedzieć, że istnieje ta "bolkowatość" czy "blokowatość" wiedzy o Wałęsie

A może powinniśmy mieć jednak taką "ikonę Solidarności" ? Jak pan sobie wyobraża uczniów, którzy uczą się o Lechu z tej słynnej i niesławnej rozmowy z bratem w Arłamowie w 1982, której stenogramy publikuje pan w "Wałęsie. Człowieku z teczki"?

Ja sobie to wyobrażam tak, jak dyskusję na lekcjach o Józefie Piłsudskim. Piłsudski jako wielki wódz z 1920 roku i Piłsudski, który strzela do własnych żołnierzy w 1926 roku. To w ogóle nie zmienia pozytywnego wizerunku większości Polaków o samym Marszałku Piłsudskim. Tylko, żeby mit był prawdziwy, żeby miał prawdziwe postawy, to musi to być postać nawet trudna, nawet skomplikowana, złożona, z różnymi wewnętrznymi sprzecznymi ze sobą żywiołami, ale w sensie całościowym musi ona tworzyć prawdziwą opowieść. Natomiast w tej "białej legendzie" Wałęsy nic nie jest prawdą. Prawdą jest chyba tylko data urodzenia Lecha Wałęsy, bo gdzie by się nie poskrobało, w każdym innym wątku jego życiorysu, to się po prostu nic nie zgadza. Taka jest sytuacja, w której znaleźliśmy się po dwudziestu pięciu latach naszej niepodległości. Nic nie wiemy o tym kimś, kto powinien stać się naszą wizytówką, czy też już stał się w jakimś sensie wizytówką Polski na arenie międzynarodowej.

Przeczytaj pierwszą część rozmowy o Lechu Wałęsie

Przeczytaj drugą część

Przeczytaj czwartą część