„Po szkole oficerskiej trafiłam do jednostki, w której byli sami faceci. Obawiałam się, czy mnie zaakceptują” – przyznaje w rozmowie z RMF FM służąca w wojsku kapitan Monika (ze względów bezpieczeństwa nie możemy pokazać jej twarzy ani ujawnić nazwiska). Podkreśla, że by odnaleźć się w męskim świecie, musiała starać się bardziej od kolegów-żołnierzy. „Szybko im pokazałam, że potrafię pracować” – mówi.

Magdalena Wojtoń, RMF FM: Za kobietą w mundurze mężczyźni sznurem?

Monika, kapitan: (z uśmiechem) Nie ukrywam, że kobiety w mundurach podobają się mężczyznom.

"Kobieta w wojsku to nieporozumienie". "Z racji psychiki i budowy anatomicznej nie nadaje się do wojska." "W czasie ewakuacji z pola bitwy pilotowi helikoptera nie uśmiecha się czekać dłużej na "żołnierkę", bo ta wolniej biega". To tylko kilka wpisów, które znalazłam na forach internetowych. Zdenerwowałaś się?

Nie, nie denerwują mnie te opinie. Widzę, że piszą to osoby, które nigdy nie były w armii, nie widziały kobiet-żołnierzy w akcji. Oczywiście, muszę zgodzić się z tym, że nawet ciężkie treningi fizyczne nie dadzą nam takiej krzepy, jaką mają mężczyźni. Jednak warto podkreślić siłę naszej psychiki. Jesteśmy bardziej odporne na ból. Tak ukształtowała nas natura.

Mówisz o tym z błyskiem w oku i pewnością w głosie. Ale domyślam się, że początki nie były łatwe. Trudno było kobiecie odnaleźć się w zawodzie zdominowanym przez mężczyzn?

Zaraz po szkole oficerskiej trafiłam do jednostki, w której byli sami faceci. Byłam jedyną kobietą i w dodatku zostałam dowódcą plutonu. Pewnie, że się obawiałam, czy żołnierze mnie zaakceptują. Na szczęście nie miałam z tym problemów

Nie docinali? Nie szeptali po kątach?

Nic takiego do mnie nie dochodziło. Szybko im pokazałam, że potrafię pracować tak jak oni.

To wystarczy? Myślę, że kobieta, by udowodnić coś mężczyznom, musi starać się bardziej.

Nie ukrywam, że musi dać z siebie więcej!

Kobiety w wojsku są dyskryminowane czy faworyzowane?

Z ręką na sercu: nie spotkałam się ani z jednym, ani z drugim zjawiskiem.

Czytałam za to, że to mężczyźni czują się dyskryminowani. Nie podoba im się, że na egzaminach z wychowania fizycznego muszą skoczyć wyżej niż kobieta, przebiec dłuższy dystans.

Te różnice wynikają z przyjętych w wojsku norm. Na corocznym egzaminie z WF-u mężczyźni biegną 3 tysiące metrów, my tysiąc. Ale nie słyszałam, by któryś z moich kolegów się skarżył.

Kilkanaście lat temu kobieta, która wyjeżdżała na wojskową misję, dostawała w paczce kalesony zamiast rajstop oraz kremem i pędzel do golenia.  Armia zauważyła już, że kobiety mają inne potrzeby?

Teraz żołnierz przed wyjazdem dostaje pieniądze na przybory, których będzie potrzebował na misji. Sam decyduje, czy kupi kalesony czy rajstopy.

Jak udaje Ci się zachować i podkreślić kobiecość w tym męskim świecie?

Nie mam takiej potrzeby. Uważam, że od 7:30 do 15:30 jestem wojskowym i nie istnieje dla mnie podział żołnierz - żołnierka! Takie słowo w ogóle dla mnie nie istnieje.

Znam wiele kobiet, które nie wyjdą do osiedlowego sklepu, jeśli nie pomalują rzęs. Ty do nich nie należysz.

Nie, ale sama znam w wojsku kilka takich kobiet. Mają do tego prawo. Ja mam inne podejście. Uważam, że kobiecość należy na te parę godzin zostawić w domu.

 Wystarczyło, że przeszłaś przez nasz newsroom, a moi redakcyjni koledzy nie mogli od Ciebie oderwać wzroku. Jeden nawet zerkał zza szyby. Jesteś bardzo piękną, atrakcyjną kobietą. Trudno mi uwierzyć, że koledzy z wojska mogą przejść koło Ciebie obojętnie. Podrywają Cię?

(Śmieje się) Po pracy może prędzej, ale kiedy służymy w mundurach, nikt tego nie zrobi. To pewien rodzaj szacunku. Pamiętaj, że to działa w dwie strony. Mam koło siebie mnóstwo mężczyzn, jest wiele okazji, ale ja nie prowokuje żadnych dwuznacznych sytuacji.

Jak wypadła konfrontacja z rzeczywistością wyobrażeń o wojskowym świecie, które miałaś na początku?

Niczego nie żałuję. Spełniłam swoje marzenia. Oczywiście, widzę ciemne strony, jak choćby brak wolnego czasu i konieczność pełnej dyspozycyjności. Świadomość, że wyznaczyłam cel i go osiągnęłam, wszystko mi wynagradza. No i już nie potrafię żyć bez adrenaliny.

Magdalena Wojtoń