​"To jest już czwarty tydzień. To już jest taka rzeczywistość, która się zmienia. Gdy jest cisza, to czujemy się aż dziwnie i przyjemnie. Ale najczęściej niestety są wybuchy, więc żeby psychicznie i moralnie w ogóle funkcjonować, to musimy w takich momentach, jak dzisiejszy - gdy jest słońce - wyjść i pooddychać. Akurat dzisiaj mamy bardzo aktywny dzień, bo przyjechał do nas tir z Lublina z Caritasu. Przyjechał również autobus, więc jesteśmy bardzo aktywni. Jest z nami około 30 woluntariuszy, ludzi, których ja w ogóle nie znam. Z ulicy przychodzili, zobaczyli, że coś się dzieje, że trzeba pomóc. To też jest niesamowite w tym wszystkim, w tym dramacie, w tej wojnie ogrom dobrych, pozytywnych momentów" - tak o życiu w czasie wojny opowiadał w specjalnej Rozmowie w RMF FM ksiądz Wojciech Stasiewicz, wikariusz parafii katedralnej w Charkowie.

Noc była spokojna gdzieś do godzin porannych, do godz. 4-5. rano. Około 4-5 rano zaczęły się pierwsze wybuchy, pierwsze ostrzały. Tak około trzech, czterech godzin słychać było w różnych miejscach Charkowa i w różnych miejscach pod Charkowem wybuchy niestety - tak ksiądz Wojciech Stasiewicz opowiadał o tym, jak przebiegła noc w Charkowie.

Politycy powinni przejrzeć na oczy i zobaczyć ,co tu się naprawdę dzieje. Nad czym tu się zastanawiać? W ich rękach jest nasze życie, życie dzieci, życie ludności cywilnej. Ratujcie te życia. To jest ludobójstwo, które dzieje się każdego dnia. Przestańmy bawić się w jakąś dyplomację, w jakieś piękne stwierdzenia. To jest ludobójstwo, które dzieje się na naszych oczach i w naszych sercach - apelował do światowych polityków w internetowej części wydania specjalnego Rozmowy w RMF FM ks. Wojciech Stasiewicz, wikariusz parafii katedralnej w Charkowie i dyrektor Caritas-Spes-Charków.

"Dzieci najbardziej ten stres przeżywały"

Tych, wszystkich, którzy nie dowierzają, jak wielka tragedia się dzieje w Ukrainie, dyrektor charkowskiego Caritasu jest w stanie zawieźć na miejsce. Jestem gotowy pojechać na granicę i tych, którzy się zastanawiają, czy tu jest w ogóle wojna, czy są w ogóle jakieś zniszczenia, przywieźć czy do Charkowa, czy Kijowa, czy jeszcze innych miejsc, żeby po prostu zobaczyli, jakie skutki ta wojna przyniosła - mówił ks. Stasiewicz.

Krzysztof Berenda pytał też swojego gościa, jak teraz wygląda Charków i jak w nim toczy się życie. Charków to drugie miasto, jeśli chodzi o Ukrainę. Do wojny liczył 1,7 mln osób. Na pewno ponad milion już wyjechało. Trzeba powiedzieć, że przynajmniej na początku ewakuacja dotyczyła przede wszystkim dzieci. Dzieci z matkami musiały być ewakuowane, bo trudno było wytrzymać, szczególnie to napięcie nocne, gdzie są wybuchy. Dzieci najbardziej ten stres przeżywały, więc to było wymuszone - opowiadał ks. Stasiewicz. Zostały głównie osoby starsze. Czasami się zdarza, że ich nie da się ewakuować, bo niedołężność, choroby. Ale zostali też ci, którzy pracują jako wolontariusze i ludzie z obrony terytorialnej. My już nawet nie wiemy, który dzień trwa ta wojna. Budzimy się i idziemy do przodu - dodał.


Opracowanie: